Data: 2006-03-26 17:00:39
Temat: Re: nerwus
Od: "ulast" <u...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "miranka" <a...@m...pl> napisał w wiadomości
news:e06ck4$95d$1@inews.gazeta.pl...
> A jaki byłby nie-zastępczy, a rozwiązujący?
Wiesz, zastanawiałam się nad Twoim sposobem, chciałam zastosować (być moze będę
zmuszona;-),ale kładłam właśnie nacisk na nazwanie uczucia...
Wygląda to u nas tak, starszy syn (15 lat)...wściekł się na młodszego
brata...widzę,że wychodzi z siebie, bo młodszy mu dokuczył...
Mówię do starszego "wściekły jesteś, ech...faktycznie młody przesadził"...wtedy
starszy zaczyna rozmowę "mamo no bo widzisz...."...Sam chce rozmawiać....sam
opowiadać etc.
Ja tę książkę mam od niedawna, dlatego z ciekawością zaczęłam tak właśnie
postępować, póki co efekty są dobre.
I to nie jest 'wiszenie na karku dziecka"...bowiem dziecko widzi,że autentycznie
_chcesz_ je wysłuchać,że nie chcesz udzielać rad czy umoralniać...albo karać.
Dziecko ma prawo do uczucia złości.
Mnie na przykład starszy syn powiedział,że miał wyrzuty sumienia po tym jak się
złościł na brata...
Nie chcę aby dzieci moje zadręczały się z powodu uczuć , które nimi
targają...powinny wiedzieć,że mają prawo _odczuć_ każde negatywne uczucie, bo
takie uczucia będą towarzyszyć im zawsze...
> Pytam bez złośliwości. Na mojego syna działał tamten sposób (co nie znaczy,
> że podziała na każde dziecko), ale ciekawi mnie, jakie może być ROZWIĄZANIE
> problemu w przypadku takiego ataku złości u malucha.
Ja przeczekuję, stoję i się nie odzywam.
Ostatnio jednak powiedziałam do starszego syna, "zobaczysz, za 10 minut inaczej
spojrzysz na to, pamiętasz jak ostatnio się wkurzyłeś?"....i syn się uśmiechnął,
bowiem jak ostatnio się wkurzył, w rozmowie cała sytuacja na koniec zrobiła się
komiczna i przyznał mi rację...
>Ja zresztą też jestem
> za 'nazywaniem' uczuć po imieniu, uważam, że to bardzo pomaga, (tym
> bardziej, im dziecko starsze) ale jednak w przypadku ataku złości
> spowodowanego np. walącą się wieżą z klocków... samo nazwanie rzeczy po
> imieniu jakby nie załatwiało sprawy, tzn nie przerywało ataku złości,
> rozpaczy, desperacji czy co tam jeszcze w dziecku się w takich chwilach
> kotłowało. Jak się głębiej zastanowić, takie darcie kartek jest takim samym
> fizycznym uzewnętrznieniem złości jak wrzask, płacz, czy tupanie nogami.
Masz rację, metoda łatwiejsza w przypadku starszych dzieci...
Hmm....młodszy (8 lat)...złości się i jak nazwę uczucie, to zaczyna rozmowę i
wtedy okazuję się "że ta pani to mnie dziś wkurzyła, bo..." i wcale nie
zezłościł się na klocki ;-)
> Problem w tym, że małe dziecko nie zawsze potrafi PRZESTAĆ się złościć,
> nakręca się swoją własną rozpaczą, z minuty na minutę jest coraz gorzej, a
> pocieszanie nic nie daje. Podsunięcie tych przykładowych kartek do darcia
> jest tym przerywnikiem, który jednocześnie pozwala mu się rozładować,
> uspokoić i zacząć śmiać.
Hm....przekonujesz mnie do tej metody :-)
> Tak to działało u Adama, ale u niego etap napadów złości nie trwał dłużej
> niż pół roku, potem już kartki nie były potrzebne.
No to mnie przekonałaś ;-)
Pozdrawiam
Ula (ulast)
|