Data: 2006-05-03 12:21:57
Temat: Re: Ach, ci smieszni prawicowi fundamentalisci...
Od: "quasi-biolog" <q...@N...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
el Guapo <e...@v...pl> napisał(a):
> Abstrakcja (...) Abstrachowanie (...)
(ciach) truizmy
Truizmy, poza tym, ze blednie utozsamiasz znaczeniow slowo "abstrakcja" i
"abstrahowac", vide:
[ http://www.slownik-online.pl/kopalinski/5C78ED886ECD
C7694125658D0051E4AD.php ]
> O sensownym abstrachowaniu możemy więc mówić wtedy, gdy pominięte cechy są
> nieistotne dla procesu, któremu mamy zamiar poddać obiekt.
No wlasnie, wszystko byloby ok, gdyby nie pewien "maly" problem - jestes
fundamentalista. A jako fundamentaliscie, praktycznie *kazda* cacha
czegokolwiek jest w Twoim mniemaniu zwiazana z doktryna politczna, ktorej
fanatycznym wyznawca jestes, ktora glosisz z gorliwoscia meczennika, ktorej
ufasz z naiwnoscia zakochanej panienki. I tu jest problem - nie da sie z Toba
rozmawiac praktycznie o niczym bo wszystko zaraz sprowadzisz w swojego
utopijnego political-fiction. Dla Twojego UPRanego umyslu doktryna
libertarianizmu jest doktryna totalna, odnoszaca sie do praktycznie kazdego
obszaru zycia i na nic nie mozesz spojrzec inaczej, niz przez pryzmat tej
doktryny. W dodatku cechuje Cie jakas przedziwna mesjanistyczno-kaznodziejska
obsesja - niecierpliwie przebierasz nozkami, zeby tylko znalezc pretekst do
wysmazenia jakiegos manifestu-apologii utopijnej wizji, ktora nazywasz
"panstwa minimum". Tak przynajmniej mi sie jawisz.
Znalem kiedys osobe, z ktora byl podobny problem. Mloda dziewczyna (20-pare
lat) byla katolicka fanatyczka-fundamentalistka. W kazdym, najbardziej blahym
aspekcie zycia widziala boska interwencje i na wszystko patrzyla przez pryzmat
sztywnych zasad swojej ideologii. Nie dalo sie z nia porozmawiac ani o filmie,
ani o literaturze. Jesli jakies dzielo nie bylo holdem zlozonym "wartosciom
chrzescijanskim", to w jej oczach ulegalo calkowitej degradacji. Np. pewne
krocitkie opowiadanko s-f Roberta Heinleia "—All You Zombies—"
[ http://en.wikipedia.org/wiki/%22%E2%80%94All_You_Zom
bies%E2%80%94%22 ]
(pelnym tekstem - po angielsku - sluze na priva), dyskwalifikowala od razu,
nie chcac wykrztusic chocby zdania komentarza na temat jego oryginalnej
fabuly, z tego prozaicznego powodu, ze seks, ktory pojawia sie w opowiadaniu
jest sprzecznym z "WC" "seksem przedmalzenskim"... Paranoja!
> Jeśli dla mnie
> najistotniejszą cechą systemu politycznego jest stopień ingerencji państwa w
> swobody jednostki, na czele ze swobodą dysponowania owocami swojej pracy
Tyle, ze Ty poza "swobodami dysponowania owocami pracy" chyba w ogole innych
swobod nie widzisz, lub je marginalizujesz, calkowicie podporzadkowujac
powyzszej. Jak widze, w rozmowie z Toba na temat swobod/wolnosci *nie da sie
abstrahowac* od swobod/wolnosci ekonomicznych, nawet tylko na potrzeby
klarownosci dyskursu. I to jest IMHO chore.
> (a
> czyż właśnie to - decydowanie lub nie o owocach swojej pracy odróżnia
>człowieka wolnego od niewolnika?)
Dzieci, ktore z oczywistych wzgledow nie sa bytowo samowystarczalne sa
niewolnikami?
> to popełniam całkiem rozsądne abstrachowanie
?
Znaczy sie twierdzisz, ze abstrahujesz od ich pozostalych pogladow, programu
itd.? Oczywiscie nie jest to prawda - sam wielokrotnie dales do zrozumienia,
ze nie abstrahujesz np. od historyczno-biograficznych uprzedzen i fobii
(leperowska mantra: "Oni rzadzili." "Oni oszukali." "Oni musza odejsc."...).
> dzieląc
> polityków w zależności od stopnia ich sympatii bądź antypatii wobec
>pożądanej przeze mnie wolności osobistej.
I ok - jest to zupelnie normalne spojrzenie na scene polityczna. Problem w
tym, ze Twoj podzial jest podzialem falszywie dychotomicznym
[ http://en.wikipedia.org/wiki/False_dilemma ]
[ http://en.wikipedia.org/wiki/False_choice ].
Zakladasz, ze jesli ktos nie jest skorwinsynem, to napewno jest smierdzacym
socjalista, a przynajmniej smierdzacem krypto-socjalista. A to oczywisty nonsens.
Twoj blad polega m.in. na tym, ze zredefiniowales sobie pojecie "socjalizmu",
tak aby obejmowalo wszystkie Twoje "strachy" (generalnie wszystko, co nie jest
"panstwem minimum", chocby i demokracje) i w poslugiwaniu sie nim stosujesz
tzw. myslenie nieciagle, binarne. A na dodatek paranoiczna podejrzliwosc -
skoro Ci, ktorzy przedstawiaja sie jako liberalowie (PO, PD) gdy rzadzili nie
wprowadzili "panstwa minimum", znaczy to, ze musza byc krypto-socjalistami
oszukujacymi wyborcow, po to tylko by po dobraniu sie do zloba uruchomic
procedure panstwowego rozdawnictwa zasilanej lupiezczym fiskalizmem i
wykonywanej przez pasozytniczy aparat biurokratyczny ("chcemy rzadzic i
wprowadzac socjal *tylko po to* by poobsadzac stolki").
> Analogia - jako podobna do równości - definuije więc matematyczną relację
> równoważności pozostawania w analogii. Pamiętasz zaś chyba, ze szkoły, że
> relacja taka dzieli dziedzinę relacji na rozłączne podzbiory zwane klasami
> abstrakcji relacji.
Belkot, czy tylko matematyczno-informatyczny zargon?
(...)
> Uważam zniewolenie jednostki z taki gwałt, że nie usprawiedliwia go choćby i
> pożytkowanie owoców tego gwałtu na cele, które choćby i sam uznaję za dobre,
I rozumiem przeto, ze w imie tej libertarianskiej "wolnosci" z usmiechem na
ustach zdechl bys z glodu?
I tu sie roznimy. Dla mnie "wolnosci" nie sa wartosciami samymi w sobie, lecz
jedynie instrumentami do ewentualnego dostarczania tego, co jest dla mnie
"wartoscia sama w sobie": przyjemnosci, w sklad ktorej wchodza tak elementarne
sprawy jak pelen zoladek i nie bycie obitym.
Nie wierze, ze w praktyce istnieje inny system niz demokratyczna "wolnosc +
wlasnosc + sprawiedliwosc" ktory zdola mi ow pozadany stan zapewnic.
Zgadzam sie z Toba - zreszta kazdy sie z tym zgadza, lacznie z
najzajadlejszymi socjaldemokratami - ze kapitalizm/wolny rynek jest w praktyce
najskuteczniejszym systemem generowania dobrobytu i im bardziej jest on wolny,
tym skuteczniejszy. Ale:
(1) Nie wierze, ze nie istnieje progowa wartosc wolnosci rynku, po
przekroczeniu ktorej rynek zmniejszylby skutecznosc i popadl w patologie
(monopole, wyzysk pracownikow, plaga oszukiwania/zerowania na kliencie, nowy
Wielki Kryzys, skrajne, oligarchijne rozwarstwienie spoleczne itp.).
Nie przekonuje mnie slogan rodem z uproszczonego swiata filozofii chlopskiej,
ze caly aparat biurokratyczny swiata zajmujacy sie regulowaniem wolnego rynku
sluzy wylacznie pasozytowaniu kasty urzedniczej na ludzkiej pracy, i ze po
calkowitym zniesieniu owych regulacji rynek generowalby dobrobyt skuteczniej.
(2) Nie wierze, ze w praktyce moze istniec system powolywania wladzy i prawa
inny niz demokracja, ktory stworzylby lepsze warunki dla wolnego rynku,
skuteczniej - za jego pomoca - generowal dobrobyt, skuteczniej go
upowszechnial i skuteczniej zapewnial obywatelom inne niz PKB uszczesliwiacze
(sprawiedliwe prawo, porzadek publiczny, wolniosc wypowiedzi/swiatopogladu,
sprawna infrastruktura panstwa, gwarancje bytowe, edukacja, sztuka, nauka,
ochrona srodowiska, bezpieczenstwo zewnetrzne itd.).
(3) Nie wierze, ze obywatel "najedzony" (wolnorynkowy dobrobyt kosztem swobod
i gwarancji demokratycznych) zawsze bedzie szczesliwszy niz obywatel "nieco
mniej najedzony, ale pewny dnia nastepnego i wolnosci" (swobody i gwarancje
demokratyczne kosztem czesci wolnosci rynku).
(4) Nie wierze, ze panstwo libertarianskie - zwlaszcza nie-demokratyczne -
bedzie w stanie wygenerowac sprawna panstwowa infrastrukture [drogi, koleje,
wodociagi, planowanie przestrzenne itd.] oraz sprawne mechanizmy stabilizujace
panstwo i zycie obywateli [system prawny, system porzadkowy (policja, sluzby
graniczne itp.), wieziennictwo, ochrona srodowiska, system
ubezpieczeniowo-emerytalny, wspolprace miedzynarodowa itd.].
(5) Nie wierze, ze obywatele zawsze i w kazdej dziedzinie sprawniej
gospodarowaliby swoimi pieniedzmi niz urzednicy. Nie wierze, ze wszyscy
obywatele mieliby na to czas, checi i umiejetnosci (wszystko oceniac samemu,
wszystko kontrolowac samemu, o wszystko walczyc samemu, we wszystkim dogadywac
sie z innymi obywatelami samemu itd.).
(6) Nie wierze, ze obywatele byliby szczesliwsi w panstwie nie zapewniajacym
im pewnych gwarancji bytowych na wypadek zdarzen losowych nie pozwalajacych im
zadbac o nie samodzielnie (zapewnienie bytu w przypadku choroby, kalectwa,
uposledzenia umyslowego, sieroctwa, bycia zdanym na laske niudolnych rodzicow
itp.; urodzenia sie w rejonie kraju obciazonym bezrobociem strukturalnym i
kryzysem edukacyjnym; zapewnieniem sobie bytu, w przypadku bycia obiektem
powszechnej dyskryminacji spolecznej - ze wzgledu na
wyglad/rase/narodowosc/orientacje seksualna, po wyjsciu z wiezienia itp.).
Nie wierze, ze w "panstwie minimum" nie byloby bezrobocia, kalectwa, ludzi
niezaradnych zyciowo, zroznicowanego dostepu do pracy, obrony prawnej,
edukacji itp..
A ponadto nie wierze, ze:
(7) liberalowie z glownego nurtu naszej sceny politycznej (PO, PD) (a)
calkowicie zawiedli, gdy ich przedstawiciele "rzadzili", (b) sa
kryptosocjalistami i po zdobyciu wladzy nie realizowaliby liberalnych
elementow swojego programu (zmniejszanie i uproszcznie podatkow, zmniejszenie
biurokracji, wytworzenie mechanizmow autokontrolych wobec urzednikow,
ustanawianie prawa sprzyjajacego przedsiebiorczosci itp.), (c) spiskuja w
ramach post-esbeckiego "Ukladu".
Z wyzej wymienionych powodow *nie wierze* w "panstwo minimum", nie wierze
wizjom Twoim, Korwina i wam podobnych jak psom!
> dlatego też lewica i prawica nieliberalna ląduje blisko siebie.
"Prawica nieliberalna" to takze PO? A PD to "nie-prawica nie-liberalna"? Bo
nie chca zniesc demokracji w imie samowoli wolnego rynku?
Dobra tyle mam do powiedzenia. A teraz blagam - zakoncz politykowanie i
filozofowanie o polityce, albo zakoncz wszelkie dyskusje ze mna, jesli nie
potrafisz sie powstrzymac.
pozdrawiam
quasi-biolog
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|