Data: 2003-01-23 20:23:14
Temat: Re: Dzieciaczek sasiada...
Od: "Xena" <t...@l...com.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Osoba znana wszem i wobec jako Iwcia&Pstryk zamieszkała pod adresem
<p...@o...pl>
w artykule <news:b0obhu$6i5$1@korweta.task.gda.pl> napisała w ten
deseń:
>> W metodzie in vitro i innych takich dawcy są sprawdzani - w miarę
>> możliwości - czy nie mają "złych" genów. tutaj nie masz żadnej
>> pewności co drzemie w sąsiedzie. Poza tym, wiesz, niestety mężczyźni
>> tacy są, że swoje od biedy jeszcze będa wychowywać jak coś pójdzie
>> nie po ich myśli a cudze już nie. Jak to mówią - sukces ma wielu
>> rodziców a porażka jest sierotą.
>
> nie mozna sprawdzic wszystkiego, poza tym mogą zaistniec wady
> genetyczne nawet po polaczeniu "pierwszorzednego" materiału (trisomie
> typu Down na ten przykład)
Ale skoro można przynajmniej częśc zagrożeń wyeliminować, to dlaczego
tego nie zrobić?
>
>> No i jak dla mnie pozostaje jeszcze jeden aspekt tej sprawy - mówić
>> dziecku, że jest sąsiada? A jak się kiedyś dowie, że absolutnie nie
>> może być dzieckiem kogoś, kogo od iluś lat uważa za ojca? Nie
>> sądzisz, że odbierze to jako jedno wielkie oszustwo i może odwrócić
>> się i od matki i od "ojca" - w końcu oni go oszukiwali cały czas?
>
> Tak... a czym to sie rozni od problemow zle wychowanego dziecka
> adpotowanego lub z in vitro?
>
Tym się różni, że dziecku adoptowanemu można w miarę wcześnie tłumaczyć,
że jest adoptowane i przeżywa mniejszy szok później. Dziecku z probówki
można wyjasnic jak dojrzeje do tego momentu dlaczego tak się stało. A
dziecko z sąsiadem jest jakby inna kategorią - mamusia się puściła z
sąsiadem i dla ukrycie wszystkiego tatuś się zgodził na takie
rozwiązanie.
--
Pozdrówka
Tatiana
|