Data: 2018-05-30 14:07:46
Temat: Re: Kefir dobry na wszystko!
Od: Animka <a...@t...wp.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2018-05-29 o 16:46, Jarosław Sokołowski pisze:
> d...@g...com napisały:
>
>>> Niektórzy zawsze wszystko odwrotnie...
>>
>> http://kobieta.gazeta.pl/kobieta_ekstra/1,155242,168
43477,_Pysznosci__z_PRL_u__Smaki__ktorych_nie_da_sie
_zapomniec_.html
>> na tej samej zasadzie może niektórzy czują tak ogromny sentyment do
>> tego zdrowego nieprzetworzonego jedzenia sprzed 40 lat ?? ....)))
>
> Na tej samej alboli też na zgoła innej. Ja mam ogromny sentyment
> do chwil, kiedy to gdzieś na skalistej grani otwierałem puszkę
> z "mielonką turystyczną", dzieliłem się nią z bliskimi. Sam smak
> mielonki też dobrze wspominam.
Ta mielonka w puszkach to było coś wspaniałego. Wędlin nie lubiłam a to
moglam jeść ze smakiem. Teraz jak się kupi "taką"mielonkę to już nie to.
Apetyt odchodzi.
W miejsce mielonki mógłbym podstawić
> wspomniany w artykule paprykarz szczeciński albo pare innych rzeczy
> -- i też bym potrafił o tym napisać wiele ciepłych wspomnień. Nawet
> o parówce, która wespół z zielonym groszkiem i przecierem pomidorowym
> stanowiła wypełniacz do "spaghetti".
Nawet pasztet drobiowy w puszcze pachniał pasztetem.
> Na początku 1982 roku zebraliśmy się w jednym ze śródmiejskich mieszkań.
> Ktoś wymyślił, że pójdzie do pobliskiego Supersamu po coś do jedzenia.
> Wrócił z bochenkami chleba. Świeżego i pachnącego. Jego smak pamiętam do
> dzisiaj, bo regułą był chleb ościsty i kruszący się.
Po chleb jeżdziłam z Sadyby do Supersamu bo tam chleb był wspaniały.
Chyba to były podłużne bochenki.
Póżniej powstala na Golkowskiej taka mala prywatna piekarenka i tam
chodzilam po pyszne, świeżutkie, pachnące bocheneczki pieczone na
zakwasie i posypane kminkiem.
Niestety piekarenki dawno już nie ma. Widocznie nie opłacało się
pieczenie chleba.
"Chrupiące bułeczki"
> występowały wyłącznie w obietnicach ministra Zdzisława Krasińskiego.
To był pajac, a nie minister. Mionistrem to był na papierku.
> Poza tym wszystkie półki Supersamu wypełniały siatki z cebulą.
> Może stały też gdzieś osławione butelki z octem, ale te mają znikome
> zastosowanie praktyczne. Ta cebula po usmażeniu na tłuszczu, który
> gdzieś się uchował, z tym świeżutkim chlebem -- istne niebo w gębie,
> tak to do dzisiaj wspominam.
Ja lubiłam (i lubię nadal) chleb z masłem posypany posiekaną cebulką.
> Czy to znaczy, że PRL-owska smażona cebula lepsza była od dzisiejszej?
> Czy dzisiaj nie mogę mieć takiej samej? Mogę, ale tak smakować już nie
> będzie. Czy mam sentyment do niej, do mielonki turystycnej i do puszki
> ze sprasowaną szynką? Mam. Ale nie będę przecież opowiadał głupot, że
> to jakieś bógwico było.
Nawet szczypiorek z bazarku czy marketu nie nadaje się do jedzenia.
Szczęśliwi Ci, którzy mają swoje ogródki i swoje warzywka.
> PS
> Sam Supersam był wybitnym przykładem powojennego modernizmu, budynek
> znany na sałym świecie, wymieniany jako pozytywny przykład w podręcznikach
> architektury. W bezmyślny sposób wyburzony kilkanaście lat temu, na jego
> miejscu stanęło coś paskudnego, burzącego przestrzeń.
Ja to się strasznie zdenerwowałam jak dowiedziałam się, ze rozbierają
Supersam.
Do nowego weszłam tylko raz i zaraz wyszłam.
Weszłam, spojrzałam na te świcunce czarne i śliskie podłogi i zakręciło
mi się w głowie.
Zdołałam podejść do jakiegoś pierwszego lepszego punktu-stoiska i
zapytalam gdzie ten Supersam, gdzie sa art. spożywcze. Odpowiedziano mi,
że trzeba zjechać schodami ruchomymi w dół-do piwnicy.
Wyszłam i już nigdy tam moja noga nie stanęła. Przejeżdżam często
autobusem obok, ale nawet nie chce mi się spojrzeć w tamtą stronę.
W Warszawie wszystko co dobre sukcesywnie niszczą. Wsioki rządzą.
Teraz marzą o zburzeniu Pałacu Kultury.
--
animka
|