Data: 2014-09-22 01:43:09
Temat: Re: Wakacyjne miłości
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Basia napisała:
>>> Niektórzy z nich jednak woleli od Cortazara Llosę.
>> To nie jest kwestia wolenia. Każdy, kto ma coś interesującego do
>> powiedzenia, wart jest przeczytania. Kiedyś tą zasadą się kierowano.
>> Mam wrażenie, że teraz jest inaczej.
>
> Wolenia także, bo żeby woleć, trzeba mieć materiał porównawczy.
> Bez przeczytania tego i owego o to trudno.
> A teraz? Nie wiem, jak jest,
Teraz jest tak, że się woli zanim się przeczytało. Takie mam obserwacje.
Może krzywdzące kogoś, może niesprawiedliwe, a już na pewno subiektywne.
Ale tak to widzę.
> ja nadal czytam dużo, rodzina też, więc może zawyżamy średnią?
> Wnoszę choćby z tego wątku, że nie tylko my.
Nie wiem, czy czytam dużo. I nie wiem, czy "nadal". Nigdy to nie było
dla mnie istotnym kryterium. Ważniejsze, by był czas pomyśleć. O tym,
co się czytało. I o innych rzeczach też. Choćby i o tym, o czym by się
pisało, gdyby się pisało. Są stachanowcy, z którymi nie da się o niczym
pogadać, bo zapytani o jakiś tekst mówią, że chyba kiedyś czytali, dawno
temu, może w zeszłym roku, ale nie pamiętają o co chodziło -- bo jak się
dużo czyta, to przecież nie można wszystkiego spamiętać (śpiewał o tym
kiedyś Jan Kaczmarek, tylko z imieniem, to on coś tam pokręcił).
>> Te wyglądają na jednorazówki. I nie wiosenne, lecz jesienne.
>> Owocowo-warzywne.
>
> Jednorazówki. Ale nawet jętki się replikują.
Mają na to jeden dzień. Tak replikacją pochłonięte, że nawet nie jedzą
w tym dniu -- więc na tej grupie są chyba NTG. Ale dzieciństwo mają
długie i przewidywalne. Dość dobrze wiadomo kiedy się skończy i kiedy
wyfrunie uskrzydlona jednodniówka. A ta Drosophila melanogaster, to
całkiem nieobliczalna jest. Skąd się toto w ogóle bierze, że czeka
wszędzie w utajeniu, aż znienacka zaatakuje? Chyba że jednak przez
samorództwo powstaje.
>>> Na moją kolację? Hm.
>>
>> Nie chciałem siać zgorszenia i namawiać do tak późnych posiłków.
>> Choć sam pisałem to przy (swojej) kolacji (salami z melonem).
>
> Nie pisz proszę, mi o melonie, bo potwierdzasz rację Pawłowa.
> Próbowałam powtórzyć melonowy smak ormiański i kupiłam jakiś
> tescowy kwaśny włóknisty twardziel.
Często kupuję marketowe melony (choćby z przyczyn, o których dalej).
Nabrałem więc pewnej biełgłości w wyborze. Żeby na kwaśny trafić, to
trzeba mieć pecha (konkretnie, to pH < 7, pamiętam z lekcji chemii).
Mało słodki, to i owszem. Twardość da się przeczekać. Sytuacja jest
podobna do tej z ananasami. W kraju ananasowym zawsze lepiej smakują.
Z bananami też tak. To wszystko stąd, że do transportu bierze się
owoce niedojrzałe -- by do siebie doszły po drodze i już na miejscu.
Im większym dziwem jest owoc w kraju docelowym, tym jego niedojrzałość
większa -- bo zwykle dłużej leży zanim go ktoś kupi. Zauważyłem, że
ananasy, a i melony również, sprzedawane są teraz bardziej dojrzałe
niż kilka lat temu.
> Dodałam wczoraj trochę ormiańskiej relacji, jakby kto chciał
> zerknąć: http://bajarkowe.blogspot.com/
Ja zawsze chcę!
> Melon z salami jest jeszcze przede mną. A za mną z suszoną na
> wiór wołowiną, też ciekawe.
Tak samo z wieprzowiną, byle tę suchość miała. Często z szynką
parmeńską (choć niekoniecznie z Parmy). Częstowano mnie, potem
sam szukałem i zamawiałem, a że polubiłem, to w końcu przejąłem
do kuchni własnej. Jako że mam nieortodoksyjny stosunek do
ingrediencji, stąd to salami -- częściej mam pod ręką. Zaświadczam,
nadaje się. Z ingrediencjami jest tak, że przyzwyczaiłem się do
tego, że w okolicach Splitu są to "dinja" i "šunka". Zgłodniałem
niedawno w Zadarze, szukam, a tu nie ma. Udało się w końcu ustalić,
że "cata" i "pršut" jest tym samym. "Pršut", to oczywiście włoskie
"prosciutto", ale skąd "cata" -- tego dalej nie wiem. A sprawdzałem
dobrze -- nie tylko w karcie dań tak stoi, ale i na straganie owoc
jest też tak podpisany. Jeden język, sto kilometrów dalej...
>>> Dlaczego knot stał się synonimem czegoś nieudanego? Bez niego
>>> panowałaby ciemność. Więc może i sknocić nie jest źle.
>>
>> Lud mawia, że "im ciemniej, tym przyjemniej". Jeśli ma przy tym
>> rację, to głodny nie będzie.
>
> Można to dwojako interpretować, a w tej wersji mniej (lub bardziej,
> zależy, co się woli) optymistycznej można nie zdołać wykarmić wszystkich.
Od tego jest pl.rec.kuchnia, by karmić (optymistycznie zakładam, że
na Pawłowie się nie kończy).
Jarek
--
Potem to wszystko jej się śni,
więc cała w szczęściu wstaje i...
biegnie do pracy, gubiąc resztki sennych wątków.
Gubiąc pozornie, bo gdy nocka
zajrzy znowu do jej okna
z wypiekami czyta wszystko od początku.
|