Data: 2004-05-08 00:14:45
Temat: Re: Żyć ze świrem...
Od: "vonBraun" <i...@s...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Natek:
> > ... Taki model mniej więcej: powinno być wszystko OK,
> > a nie jest, i nikt nie wie, dlaczego.
>
> A ja mam taka refleksje, a wlasciwie dwie:
>
> 1) czy nie jest tak ze pomoc silnego partnera oraz nieustanny,
> codzienny z nim kontakt powoduja mimowolne 'spychanie' osoby
> z pewnymi sklonnosciami do depresji na pozycje osoby ~chorej
> i poglebianie jej stanu? - jesli tak, to pragnienie odsuniecia sie
> od partnera wydaje sie zrozumiale zwlaszcza w sytuacji
> jednoczesnego 'uzaleznienia sie' od niego,
>
> 2) dlaczego tak wielkie znaczenie ma formalne przypisywanie
> [fizycznej] przyczyny rozpadu zwiazku partnerowi, w sytuacji
> gdy rzeczywistym inspiratorem rozpadu zwiazku jest osoba
> ze sklonnosciami do depresji? - troche zamieszalem, mam
> nadzieje ze ~ogarniasz o co mi chodzi.
>
W zasadzie nic dodać nic ująć.
Może jeszcze tyle, odpowiadając Natce,
ze przeszłość takiej osoby może być
naznaczona osobowością silnego i dominującego
rodzica tłumiącego samodzielność.
W tym momencie związek - nawet gdyby jakimś cudem
partner nie był jakąś patologią powoduje
rzutowanie nań owego obrazu rodzica
więc jaki by partner nie był,
nadal nie można być samodzielnym
i rozwijać własnych strategii radzenia sobie.
Partner często nadrabia ten brak rozwojowy
partnerki własną nadaktywnością,
to niemal automatyczna reakcja.
Dopiero usunięcie partnera z pola widzenia a wraz z nim
obrazu rodzica uruchamia własne strategie
przystosowawcze.
Trzeba wreszcie przeżyć swoje dojrzewanie,
swoje budowanie autonomii.
No chyba że nie zdąży się
lub to zbyt dużo radości na raz
więc wiążemy się z następnym partnerem
i cykl popwtarza się.
To uproszczona wizja,
bo do tego dochodzi jeszcze
częsty dobór partnera na zasadzie
komplementarnej patologii
a dodatkowo nawet w terapii
nie dojdzie sie czasem do samego
dna funkcjonowania związku
bo pacjentka (lub para) profilaktycznie ucieka
przed dotarciem do istoty sprawy z terapii,
są też różnej jakości terapeuci.
Dochodzi jeszcze wpływ środowiska
które wspiera "porzuconą" itp.
i to oczywiście tylko przykładowy
mechanizm których może być wiele.
Ale fakt, czasem partner może być Bogu
ducha winien i zupełnie nie kumać
o co chodzi.
pozdrawiam
vonBraun
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|