Data: 2020-11-29 14:47:41
Temat: Re: pyry z gzikiem
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Ewa napisała:
>> A te pierogi z dzieciństwa z czym były?
[...]
> Z ruskimi się nie spotkałam. Ale chyba nic w tym szczególnie
> dziwnego, skoro w moich rejonach naleciałości kulinarne
> i tradycyjne były raczej germańskie niż wschodnie.
Ani trochę mnie to nie dziwi. Od wielu (raczej starszych) ludzi
słyszałem o ich pierwszym kontakcie z ruskimi. Wcześniej, przed
wojną, ale też jakiś czas po, była to wybitnie regionalna potrawa.
>> No więc takie pieczone bardzo często praktykowano również w domach.
>> Żeliwny saganek w każdym domu był, napełniało się go ziemniakami,
>> wędlinami i niezbyt dużym dodatkiem innych warzyw (liść kapusty
>> na dno i na wierzch) -- a potem jazda z tym do piekarnika kuchni
>> węglowej, czyli do bratrury. Całość porzygotowań zjamowała może
>> ze trzy minuty.
>>
>> W wydaniu plenerowym w powiecie chrzanowskim było to tak polularne,
>> jak dzisiaj grillowanie. Typowy sposób uczczenia na przykład
>> imienin. A jak komuś wypadają one na św. Jana, to już w ogóle --
>> bo jak tu w taką noc nie rozpalić ognia?
>
> A, to z tym w wersji plenerowej spotkałam się kiedyś w Beskidzie
> Śląskim. Nazywało się to duszonką, polegało na wrzuceniu do żeliwnego
> gara kapusty, boczku, ziemniaków i innych składników, ale te trzy
> pierwsze być ponoć musiały, i pieczeniu tego na ognisku. Jak to
> ostatecznie smakowało, to już nie pamiętam, bo obficie było skrapiane
> miodunką.
Pomysł, by do jednego gara wrzucić wszystko co się ma do jedzenia
i warzyć to na ogniu, zapewne ojców (i matek) ma wielu. Łatwo na niego
wpaść, gdy jest się człekiem ubogim, garnek ma się jeden, a listę
ingrediencji skromną. Podobne kociołki znane są od Hiszpanii na zachodzie,
po niewiadomoco na wschodzie.
--
Jarek
|