Data: 2010-09-02 08:48:52
Temat: Re: Alfred Kinsey - więc jest kłopot, czy nie ma?
Od: "1634Racine" <1...@R...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
zażółcony in news:i5ngrc$ejt$1@news.onet.pl
[.................]
> Może nie tolerujesz tolerancji homoseksualizmu albo cuś ? ;)
z calym szacunkiem, przepraszam, itd,itp - ale co ma piernik do wiatraka? :)
:) :)
Ja o sprawe Kinseya zapytalem, nie o sprawe autopolaryzacji. To spolaryzuj
mnie przeciwnie wykorzystujac wiedze i nią sie poslugując. Bo poki co - nie
odpowiadasz na pytanie, tylko odpowiadasz na-mnie. Ja tutaj jestem najmniej
interesujący. Aczkolwiek najlatwiejszy do przywalenia.
Poza tym: JA jestem "negatywnie spolaryzowany"?? Cytuję. Podpowiadam slowa
kluczowe z afery Kinseya, ktora niewatpliwie byla, a zdaje sie, że i jest.
N, chyba, ze nie ma, wypisuja zawistne brednie.
PYTAM i pownie powtorze sie [sorry]: dlaczego dla jednych oszustwo jest na
poziomie gigantycznym, dla innych - np. cytowany Starowicz - nie ma W OGOLE,
nie istnieje problem.
Sadzisz, że ludzie wypisuja totalne brednie i robia to i w komentarzach do
psychologii, i w gazetach, i jest to zawistny nelson na Kinseyu, a prawda
jest inna? Opisująć wynik/metode Kinseya posilkuje sie zasobem slow ktore
[jak mniemam z zasobow sieci, sprawdz,zobacz] otaczają "sprawe Kinseya" i
Ameryki nie odkrywam.
o co chodzi w tym rozdzwieku miedzy jedna, miażdżącą Kinseya opinia [juz
zamieszczaną w encyklopediach], a opinią "nic sie nie stalo, o co chodzi?" ?
|