Data: 2015-02-21 16:54:47
Temat: Re: Bigos dla Iwanosa
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Basia napisała:
>> Nie zawsze jednak te uskrzydlone stwory mogą wędrować w ten sposób.
>> Bywa, że się pierzą. A to je uziemia. Co ciekawe, nawet w takim czasie
>> bywają skłonne do regularnych długich wędrówek pieszych. Skomplikowane
>> te gęsie marsztuty.
>
> Wklejka z internetów:
> "Pod koniec sierpnia do Lądu spędzano ptaki z Zagórowa, pobliskiego
> Stawiszyna, a nawet z oddalonego o kilkanaście kilometrów Ślesina, gdzie
> prawie dwieście lat temu nocował Napoleon. Na ogromnym placu rozsypywano
> żwir i rozlewano smołę. -- Jak gęsi przeszły przez tę maź, to do nóg
> lepił im się potem piasek. W ten sposób tworzyła się gruba skorupa --
> opowiada Bartczak.
> "Podkute" ptaki pędzono potem ponad dwadzieścia kilometrów do Strzałkowa,
> gdzie w czasie rozbiorów była granica zaborów pruskiego i rosyjskiego.
> Stamtąd odbierali je niemieccy kupcy.
> -- Do Strzałkowa był bruk, dlatego dzięki butom z piasku i smoły gęsi
> nie kaleczyły sobie nóg -- objaśnia Bartczak."
Interesująca historia. Od zawsze tak było, że zwierzęta traktowano jak
samobieżny prowiant, znakomity choćby na czas podróży. Ale ze wsi do
miast, gdzie odbywała się konsumpcja, transport organizowano podobnie.
Dotyczyło to tak wołów, świń, jak i gęsi -- a tu mamy przykład, jak ten
proceder trzeba było zmodyfikować w związku z pojawieniem się zaawansowanej
infrastruktury drogowej.
To o czym pisałem wcześniej, dotyczy naturalnego zachowania gęsi. One same
z siebie potrafią wyruszać w podróż pieszą, zanim jeszcze im piórka urosną.
A jak już urosną, to lecą dalej na skrzydłach. Wygląda to nieracjonalnie,
bo w tym człapaniu szybko tracą zasoby i giną masowo. Nauka tłumaczy to
ich zamiłowaniem do astronomii -- gdy jakieś tam kąty elewacji Słońca czy
coś podobnego osiągną wartość graniczną, to udziela im się reisefieber.
Bez względu na wszystko pakują walizy i udaja się w podróż. Ale pierzenie
się sterowane mają jakoś inaczej. Kiedyś wszystko się zgadzało, w tych
miejscach, gdzie pierwotnie sobie mieszkały. Ale coś (pewnie ktoś, nasi
praojce na przykład) sprawiło, że musisły sie przenieść w inne miejsce.
A tam to słonko wcześniej im o podróży przypomina, gdy pióra jeszcze nie
w komplecie.
>> W ogóle staje się "restauracyjność".
> Obserwuję z ciekawością, co z tego wyniknie.
Też. Najważniejsza przemiana fazowa jaka musi zajść, to stosunek
do wydarzenia "a teraz zjemy w restauracji". Póki lud to traktować
będzie na równi z "może pójdziemy do opery", kraj będzie w grupie
nierestauracyjnych. Wydaje się niektórym, że "my to jeszcze na to
za biedni jesteśmy" -- kompletne nieporozumienie, najwyższy stopień
urestauracyjnienia mają biedne kraje, na przykład południowoazjatyckie
(bywa, że sto procent, bo kuchni w domach nie mają).
Jarek
--
Ptak biały z wierzchu, a zielony w przekroju -- gęś.
|