Data: 2009-03-12 18:58:32
Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: "R" <...@...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "michał" napisał w wiadomości
news:gov1l6$1qv$1@inews.gazeta.pl...
> Użytkownik "R" napisał w wiadomości:
> ...
>>> Trzeba założyć, że każdy wie, co dla niego najlepsze.
>
>> Tak właśnie zakładam. I jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że może być
>> inaczej. Tj. jeżeli chodzi o ludzi bez jakichś głębokich upośledzeń
>> czy też "głębokich dołków" psychicznych.
>
> Założenie to powinno być dla nas także przypomnieniem, że nie należy
> nikomu tej wiedzy narzucać.
Ja mam problemy nawet z podawaniem mojemu maleństwu żelaza ;)
Ale też i lubię się upewniać czy ktoś na pewno wie co robi i tak chce ;).
> A jedynie, jeśli czujemy taką potrzebę, na
> jego prośbę udzielić rady wg własnej projekcji (bo innej nie znamy z
> autopsji). :)
Czasami można i bez prośby (a nuż ktoś jest nieśmiały lub nie wie, że można
poprosić;) ) byle nie nachalnie i najwyżej raz w jednej sprawie/pokrewnych.
Ale tak ogólnie to się z tym zgadzam o ile dobrze zrozumiałam a zrozumiałam:
"nie wolno innych uszczęśliwiać na siłę".
(...)
> Ja ma takie przekonanie, że poczucie odpowiedzialności jest u nas ludzi
> bardzo elastyczne i może występować w zakresie od brania wszystkiego na
> siebie aż do egzekwowania od innych siłą zadośćuczynienia za swoje
> niepowodzenia.
> Rozsądniejsze wydaje się być blisko brania rzeczy na siebie, ponieważ
> wzrasta wtedy obszar spraw, na które mamy wpływ.
Z tym też się zgodzę.
(...)
>>>>> Media wszystko pokażą i to tak, żeby dobrze sie sprzdało. Poprzez
>>>>> sensację postrzegamy świat. Więc ludzie tracą serce i patrzą na
>>>>> ręce próbując jednocześnie dochować wyuczonych tradycji i "nie dać
>>>>> się oszwabić". Co w tym dziwnego? :)
>
>>>> To, że takie postępowanie wygląda mi na przeszkadzające samym
>>>> postępującym. I wydaje się, że nie mają zamiaru niczego zmieniać w
>>>> kierunku przynajmniej mniej przeszkadzającego.
>
>>> Ponieważ nie wiedzą o tym, że można inaczej?
>
>> Czy ja wiem - czasem różni ludzie próbują takowym dawać różne rady i
>> nie pomaga. To chyba nie o samą niewiedzę chodzi.
>
> Wiedza może być przyjmowana, bądź nie. To zależy przede wszystkim od
> dwóch rzeczy. Od źródła (czyli od tego, kto radzi - czy jest dla
> odbierającego autorytetem) i postawy (czyli gotwości przyjęcia innej
> wersji poglądu, niż się posiada). Jeśli nie ma tych elementów, wtedy
> jest taki efekt, o którym wspomniałaś: nie pomaga. :)
W sumie pewnie racja.
Ale też i nie rozumiem dlaczego ktoś nie próbuje zmienić czegoś co go
wyraźnie "uwiera" bo zachowuje się tak, że dana sprawa zaczyna też "uwierać"
niektórych z otoczenia.
W nawiązaniu do tego wyżej - jak ktoś mi czymś w tym guście (muszę przyjąć
księdza, muszę chrzcić dziecko, muszę doczyścić na błysk łazienkę przy
pomocy szczoteczki do zębów;) ) za często "rozwala" rozmowy to traktuję jak
własny problem (no bo zaczynam mieć problem z dana osobą w kwestii grania na
moich nerwach ;) ) i biorę się za rozwiązywanie problemów tego kogoś. I
wyszło na to, że czasem chcę kogoś na siłę uszczęśliwiać ;). Tzn. chciałam
powiedzieć, że rozumiem czasami zapędy ludzkie do uszczęśliwiania innych na
siłę. Nie rozumiem za to uporu w trwaniu w widocznym dla innych
"nieszczęściu". Ale też i czasem zauważam, że narzekanie może być formą
chwalenia się.
>>> BTW dobrze się z Tobą rozmawia. Taka niemal czysta wymiana
>>> argumentów. Bez soli i dziekciu. :)
>
>> Bardzo dziękuję za komplement :)
>
> To bardziej prawda niż komplement :)
Miło mi, że tak myślisz.
A rozmowa zależy od wszystkich jej uczestników więc i Twoja w tym zasługa,
że wygląda tak jak wygląda.
R.
|