Data: 2009-03-07 23:57:25
Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: michał <6...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "R" napisał w wiadomości:
...
>> Trzeba założyć, że każdy wie, co dla niego najlepsze.
> Tak właśnie zakładam. I jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że może być
> inaczej. Tj. jeżeli chodzi o ludzi bez jakichś głębokich upośledzeń
> czy też "głębokich dołków" psychicznych.
Założenie to powinno być dla nas także przypomnieniem, że nie należy
nikomu tej wiedzy narzucać. A jedynie, jeśli czujemy taką potrzebę, na
jego prośbę udzielić rady wg własnej projekcji (bo innej nie znamy z
autopsji). :)
>> Tylko dlaczego nie
>> każdy wie, co to jest ta odpowiedzialność za swoje decyzje i nazbyt
>> często zwala odpowiedzialność na innych?
> Chyba właśnie to mnie w tym temacie najmocnej nurtuje. Tylko jakoś nie
> umiałam tego napisać w tej formnie :)
>> Tu widzę dysonans. Więc może to "zgodnie
>> ze sobą" zależy od tego, jak ktoś opanował tę sztukę zwaną
>> odpowiedzialnością.
> Ano możliwe.
Ja ma takie przekonanie, że poczucie odpowiedzialności jest u nas ludzi
bardzo elastyczne i może występować w zakresie od brania wszystkiego na
siebie aż do egzekwowania od innych siłą zadośćuczynienia za swoje
niepowodzenia.
Rozsądniejsze wydaje się być blisko brania rzeczy na siebie, ponieważ
wzrasta wtedy obszar spraw, na które mamy wpływ.
>>>> Jeśli
>>>> przyjąć, że tak do końca siebie nie znamy i w związku z tym decyzje
>>>> nasze są w głównej mierze podejmowane poza naszą wysublimowaną
>>>> świadomością, to pojęcie "wbrew czy zgodnie z sobą" traci
>>>> diametralnie na znaczeniu.
>>> Wg. mnie nie traci. My chyba zupełnie inaczej rozumiemy to pojęcie.
>>> Wracając do kontekstu: jeżeli ktoś starał się o uznanie nieważności
>>> małżeństwa i składał w tym celu fałszywe zeznania czym się potem
>>> chwali znajomym - w którymś momencie postąpił wbrew sobie i go to
>>> męczy. Jeżli sprawa tego małżeństwa była ważna - kłamanie nie miało
>>> sensu bo sumienie i tak nie daje temu komus spokoju. Jeżeli wszystko
>>> było robione tylko dla pozorów - to po co opowiadać o oszustwie,
>>> przecież to obniża wartość tych pozorów. Podobna kwestia:
>>> przyjmowanie księdza po kolędzie a potem narzekanie na to ile się
>>> przez to straciło czasu i jakie to jest głupie i jaki ten ksiądz
>>> głupi/zły/inne. Podziękować za kolędę, mniej nerwów straconych albo
>>> przyjąć go dla pozorów i zapomnieć, też mniej nerwów.
>> W tym pierwszym kontekście - pełna zgoda, co do nielogiczności
>> postępowania. Jednak jeśli kłamcą powodował inny, jemu tylko znany
>> motyw, dla którego warunkiem był ożenek - to dalej postepował
>> zgodnie z sobą. Prawda?
> W sumie pewnie tak. Trzeba by posłuchać/porozmawiać bezpośrednio z tą
> osobą żeby to jakoś rozstrzygnąć (albo i nie). Tak z opowiadania (i
> to dość krótkiego i mało konkretnego) można sobie faktycznie tylko
> pogdybać uzupełniając niewiadome wyobraźnią.
Zawsze będzie zbyt mało informacji, jeśli trzymamy się założenia, że
"każdy wie, co dla niego najlepsze".
>> Podobnie w w kontekście drugim. Jest cała masa innych względów
>> środowiskowych, które "każą" księdza przyjąć pomimo nieufności.
> Ok. To po co potem na to narzekać? Długo i usilnie. Przyjąć jak się
> łyka gorzkie lekarstwo gdy jest taka konieczność i tego później nie
> rozpamiętywać, a przy okazji nie grać na nerwach innym którzy już nie
> mogą o tym słuchać ;).
>> Może
>> rzeczywiście inaczej rozumiemy pojęcie "być sobą".
> "Być w zgodzie z sobą". Takie subtelne uzupełnienie.
>> Myślę, że to, co Ty tak właśnie nazywasz, ja znam pod pojęciem
>> "spójność wewnętrzna". Co oznacza mniej więcej tyle: Co w sercu to i
>> na ustach.
> Całkiem fajne określenie. Ale ja się i tak przywiązałam już do
> swojego :).
Ważne, że wiemy, co przez to oboje rozumiemy. :)
>>> Oszustwo, takie czy inne nie jest pochwalane chyba w żadnej etyce.
>> Pochwalane nie jest. Miałem na myśli te grzechy, które dla jednych są
>> grzechami, a dla innych nie. Często źle oceniamy ludzi za taką samą
>> kategorię czynionego zła, którą sami uprawiamy, lecz zdolni byliśmy
>> sobie to przed samym sobą usprawiedliwić. A moze nawet niezauważamy
>> właśnie, że robimy to samo. Ale to my robimy. :)))
> Coś o tym źdźble i belce? ;).
Taktak. To przysłowie o tym przypomina. :)
> (...)
>>>> Media wszystko pokażą i to tak, żeby dobrze sie sprzdało. Poprzez
>>>> sensację postrzegamy świat. Więc ludzie tracą serce i patrzą na
>>>> ręce próbując jednocześnie dochować wyuczonych tradycji i "nie dać
>>>> się oszwabić". Co w tym dziwnego? :)
>>> To, że takie postępowanie wygląda mi na przeszkadzające samym
>>> postępującym. I wydaje się, że nie mają zamiaru niczego zmieniać w
>>> kierunku przynajmniej mniej przeszkadzającego.
>> Ponieważ nie wiedzą o tym, że można inaczej?
> Czy ja wiem - czasem różni ludzie próbują takowym dawać różne rady i
> nie pomaga. To chyba nie o samą niewiedzę chodzi.
Wiedza może być przyjmowana, bądź nie. To zależy przede wszystkim od
dwóch rzeczy. Od źródła (czyli od tego, kto radzi - czy jest dla
odbierającego autorytetem) i postawy (czyli gotwości przyjęcia innej
wersji poglądu, niż się posiada). Jeśli nie ma tych elementów, wtedy
jest taki efekt, o którym wspomniałaś: nie pomaga. :)
>> BTW dobrze się z Tobą rozmawia. Taka niemal czysta wymiana
>> argumentów. Bez soli i dziekciu. :)
> Bardzo dziękuję za komplement :)
To bardziej prawda niż komplement :)
--
pozdrawiam
michał
|