Data: 2012-04-21 17:12:06
Temat: Re: Debiuty
Od: Bbjk <b...@q...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu 2012-04-14 21:34, medea pisze:
> Tak mnie natchnęło w innym wątku - pamiętacie swoje debiuty w kuchni?
:) fajny temat zapodałaś.
Od malutkości chętnie plątałam się po kuchni,gdzie prym wiodła babcia,
no i od niej poznałam zasady tradycyjnego, uczciwego*) gotowania,
jeszcze przedwojennej proweniencji, korzystając przy większych okazjach
z pradomowych kaligraficznych przepisów i sfatygowanych książek
Monatowej, Ćwierczakiewiczowej, Zawadzkiej itp, a głównie z praktyki
babcinej, z tego mojego pałętania się i gorliwego "pomagania' przy
wszystkim wynikły entuzjastyczne debiuty w procederze.
Moim całkowicie osobistym i samodzielnym (pomoc miałam tylko przy
wyjmowaniu z pieca) debiutem był okrągły placek biszkoptowy, nieco
przypalony, upieczony w wieku 6-7 lat, przekrojony mozolnie na trzy
nierówne krążki i przełożony kwaśnym dżemem żurawinowym i słodką masą
czekoladową, szczodrze udekorowany portretem (przynajmniej w intencjach)
solenizantki, wykonanym z dżemu i masy, który to placek został nazwany
przez uprzejmą i szczodrą w zachwytach rodzinę tortem :) Debiutem
obiadowym były kotlety mielone, cielęce - wtedy cielęcina była popularna
i właśnie mielone wkrótce stały się moim patentem, podobnie jak jabłka
pieczone w kopertach i smażone w cieście. To była wczesna podstawówka. A
potem to już poleciało.
Było tak, że babcia doskonale gotowała i piekła, dziadek do kuchni
niemal nie wchodził, bo wolał książki inne, niż kucharskie, mama
specjalizowała się w słodkościach, a tato w mięsiwach. A ja od nich
wszystkich złapałam po troszkę i przekazałam też troszkę następnym genom :)
__
*) żadnych erzaców, żadnych dróg na skróty
--
B.
|