Data: 2001-10-03 19:47:27
Temat: Re: Maski
Od: Joanna <c...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
in article 7...@n...onet.pl, d...@p...onet.pl at
d...@p...onet.pl wrote on 3-10-01 21:14:
>
> Joanna:
>
>> Spojnosc... tu sie zgadzam.
>> Nie jest wygodne odkrywanie w kims niespojnosci. Jak w nowoczesnej
>> literaturze, ktora tez niektorych drazni.
>
> Ironizujesz, czy piszesz serio?
> Mnie drazni zbyt wielka spojnosc. Zadowolona z siebie spojnosc. Pekniecia,
> chropowatosc wydaja mi sie blizsze prawdy. Spojnosc budzi moje podejrzenia, ze
> to tylko doskonala projekcja dla otoczenia.
Skracam, wiec wychodza dziwne rzeczy.
Mysle: spojnosc jest konwencja. Jest maska rzeczywistosci. Sztucznym
konstruktem dzieki ktoremu probujemy jakos oileznac chaos. Ale to sie wymyka
i ja na to sie godze, bo jakby nie, to trzeba by zyc w szufladkach.
Uwilebiam pekniecia, tropy rzeczy ukrytych, symptomy. Bardziej mnie to
interesuje, niz odswietna fasada:) W miastach interesuja mnie podworka,
boczne dzielnice, a nie glowne Rynki. Pisalam o mechanizmie - ze zwykle,
standardowo, niespojnosc ludzi dreczy - oczekuja konsekwencji i jasnego
zdania: czarne - biale, jestem za albo przeciw.
>> Spojni dla siebie Evo? Czy spojni dla innych? Jesli dla innych, to
>> zakloceniem jest potencjalna niespojnosc ich perspektyw, ich interpretacji.
>
> To chyba rzadkie, bo ludzie staraja sie raczej odbierac rzeczywistosc, w tym
> innych ludzi, tak jakby byli spojni.
Oprocz tych, ktorych spojnosc drazni?
>
>> Reaguje czasami jak wytresowany postmodernistyczny bekart: Spojnosc jest
>> konwencja! - to zdanie, ktore wyskakuje jak pies na haslo z budy.
>>
>> Kiedys nad tym myslalam. Bo faktycznie spojnosc jest tak naprawde kwestia
>> odpowiedniej interpretacji - tak jak z rysunkami,ktore nie sa dopelnione
>> (dopelniamy je mimowolnie na podstawie naszej wiedzy, doswiadczenia +
>> uposledzonych danych pochodzacych z nieidealnych sensorow).
>
> No wlasnie.
Alez oczywiscie:)))
>
> Saul
Jo.
Ps.
I jeszcze makijaz - jak zaluje, ze nie mam tych Janionowych Trangresji,
znalazlam zaledwie scinki tego, co kiedys podkreslone: mozna makijaz
rozumiec w kategoriach tortury i smierci, mumifikacji i zabalsamowania (a
wiec przykrywania czegos, albo utrwalania), a mozna tez rozumiec jako srodek
uzyskiwania przyjemnosci stawania sie kims innym, rozkoszy zwielokrotniania
i zmieniania sposobu istnienia (transformacji? przebieranki?). Jesli nie
stane sie kims innym, nie dowiem sie kim bylam?
Makijaz jednoczesnie okazuje sie metoda pozbywania sie cienia i zmarszczek,
czyli chropowatosci (uspojnianie wizerunku, Twarzy) oraz - doprawiania sobie
nowych masek, ktore wprowadzaja chaos, a wiec niszcza jednoznacznosc (co za
tym idzie spojnosc).
|