Data: 2005-06-13 08:17:24
Temat: Re: Odpowiedzialność rodziców za szkody
Od: "Harun al Rashid" <a...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Asiunia" ...
>
> Wiem, wiem, dlatego olalam sprawe. A co do powodu skarzenia - sprawa stala
> sie na oczach dyzurujacej na korytarzu nauczycielki, ktora, nomem omen, na
> poczatku mowila, ze chlopiec ewidentnie podstawil D. noge (tak tez
> twierdzily jej kolezanki), a poznej pani zmienila zdanie. IMO ewentualnie
> moznaby zaskarzyc szkole o brak nalezytej opieki.
I sprawa zostanie oddalona.
Asiu wyobraź sobie przez chwilę, że stoisz na szkolnym korytarzu, dzieciaki
brykają, normalny dyżur. Biegnie/idzie/cofa się Dominika, chłopiec wysuwa
nogę i RYMS. Dominika leży a chłopak stoi z głupią miną, bo to nie tak miało
być - Dominika miała skoczyć na równe nogi i gonić go z wrzaskiem po szkole.
I ile to trwało, pół sekundy? Co ta nauczycielka mogła zrobić, co Ty byś
zdążyła zrobić? Nic. I tak sprawę Twojej skargi będzie oceniał sąd: czy n-l
był obecny i czy mógł przewidzieć i zapobiec. Jeżeli był i nie mógł, to mamy
doczynienia z nieszczęśliwym wypadkiem, za który nikt nie ponosi
odpowiedzialności.
Rozumiem Twoje rozgoryczenie - rano wysyłasz zdrowe dziecko do szkoły a po
paru godzinach siedzisz z nim w szpitalu; mała cierpi, Ty się wściekasz....
elementarna sprawiedliwość wymaga, by KTOŚ za to 'beknął'. A tu sprawca jest
nieodpowiedzialny przed prawem a nadzorowi opiekuna też nie można nic
zarzucić; ale jest ból i poszkodowana i wszystko razem wydaje się takie
niesprawiedliwe. Po prostu chciałoby_się komuś za to sprać d****.
A przy okazji, jak sam sprawca całego wypadku, odwiedził, rodzice czuli się
w obowiązku choć spytać o zdrowie?
W tej samej szkole
> zdarzyla sie historia nastepujaca: na przerwie grupa kilkunastku chlopcow
> urzadzila polowanie na jednego nielubianego chlopaka. Gonili go jak
> zaszczuta zwierzyne po wszystkich pietrach szkoly (nauczyciele
> niereagowali?), az w koncu dopadli w okolicach szatni i pobili. Rodzice
> zawiadomili policje, wszczeto dochodzenie, wiem tylko tyle, ze szkola
> placila dziecku odszkodowanie.
>
Strzelam w ciemno - brak przydzielonego dyżuru lub brak dyżurującego n-la w
okolicy; w tezę Romana, że stał i patrzył jak w kilku leją jednego nie chce
mi się wierzyć. Tu sprawa jest inna, całość trwała dłuższą chwilę, dość by
interweniować. Ewidentna wina braku/niedostatecznego nadzoru.
>
> Co do jednej nauczycielki, ktora nie lubi D., a o ktorej juz tu pisalam i
> ktora byla wlasnie owym dyzurujacym nauczycielem, nie mam zludzen.
>
To jest trochę, jak z odpowiedzialnością rodziców - prawnie nic Ci nie
zrobią, ale czujesz odpowiedzialność moralną za dzieci pod swoją opieką.
Gdyby to się zdarzyło na moim dyżurze (a może w każdej chwili :((),
niezależnie od sympatii do dziecka chciałabym usłyszeć, że już czuje się
lepiej. To może spotkajmy się w połowie: dzwoniła nie ze strachu, ale by
(egoistycznie) uspokoić swoje sumienie :).
--
EwaSzy
Shhhh, to jest usenet, tu się kopie po dupach, a nie humor poprawia.
(c) Jakub "Cubituss" Kowalski
|