Data: 2007-12-12 15:04:23
Temat: Re: Prezent - pewnie setny raz, ale co mi tam...
Od: "Basia Z." <bjz_(usun_toto)@poczta.onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "MOLNARka" :
>
> Natomiast bezcenna jest wolność, możliwość przewiezienia wszystkiego, nie
> ubierania się w całą dostępną w domu odziez wierzchnią czy nie noszenie
> wszystich rzeczy w podręcznej torebce.
>
Nie odczuwam braku wolności.
Jak mam do przewiezienia coś większego to biorę duży plecak.
A jak to są meble, lub sprzęt godspodarstwa domowego (raz na kilka lat) - to
wtedy zamawiam taksówkę bagażową.
I tak najbardziej kłopotliwe jest wniesienie tego na piętro (trzecie bez
windy).
> Zawsze mnie rozśmiesza ten argument ... tym bardziej, ze na ogół osoby,
> które go podają korzystają z taksówki tak samo często jak ja. A normalnie
> poruszają się komunikacją miejską albo na autobutach.
No właśnie to tak jak ja - z taksówki korzystam 2-3 razy w roku, zazwyczaj
kiedy jadę na wakacje.
Natomiast z komunikacji miejskiej - średnio raz, rzadko dwa razy w
tygodniu, poza tym - chodzę pieszo.
Latem często zamiast korzystania z tramwajów jeżdżę rowerem.
Cała rodzina podobnie.
Zresztą - bardzo lubię chodzić pieszo.
W zasadzie jest to jedyny czas, kiedy mogę sobie jakieś rzeczy przemyśleć i
doskonale mi się myśli w marszu.
> ... i wiesz ... jak wychodzimy wspólnie z imprezki to nie lecą na postój
> tylko z uśmiechem pytają czy ich podwiozę ... ;-)
>
Ja po prostu już nie pamiętam kiedy byłam na imprezie takiej żebym musiala
brać taksowkę aby wrócić do domu.
Albo chodzę na imprezy tak blisko, że wracam pieszo, albo tak daleko (gdzieś
w górach) gdzie śpi się na miejscu (w schronisku lub w chacie u znajomych) i
wracam na drugi dzień.
Poradnię dziecięcą do której chodziły moje dzieci mam "od zawsze" w
odległości 50 m od domu, poradnia dla dorosłych oraz poradnia "K" jest nad
nią na piętrze.
Basen mam w odległosci okolo 500 m, drugi i salę na którą chodzę ćwiczyć -
1 km (bardzo sympatyczna droga przez park, chodzę tam z przyjemnością).
Starszy syn miał do liceum 100 m, młodszy ma około 200 m (do gimnazjum mieli
około 100 m dalej). Wszelkie zajęcia pozalekcyjne na jakie chodzili lub
chodzą odbywają się w odległościach nie większych niż 500 m.
W ciągu ostatnich 20 lat życia chyba ogółem ze 4 razy miałam taką sytuację,
że niezbędny był transport samochodem (trzeba było przewieźć osobę chorą do
sąsiedniego miasta). Wtedy pomógł mi mój brat lub szwagier.
Tak myślę, że to jest chyba przywilej mieszkania w mieście powiatowym
średniej wielkości, gdzie wszelkie instytucje, w których się cokolwiek
załatwia mam w promieniu 1 km, sklepy podobnie.
Wyjątkowo (2-3 razy w roku) mam coś do załatwienia w odleglym o 7 km
miejscie wojewódzkim, wtedy jadę tam tramwajem.
Czasem robię tam zakupy w sklepach, których nie ma w moim mieście
(turystyczno-sportowe). Ale też nie częściej niż raz na kilka miesięcy.
W ogóle nie robię zakupów w marketach, głównie ze względu na stratę czasu.
Do najblizszego marketu mam około 2 km. Można tam iść pieszo, można jechać
specjalnym darmowym autobusem. Ale w kazdym wypadku taki wyjazd to minimum
godzina (zresztą jadąc samochodem zajęlo by mi to przybliżoną ilość czasu).
Tymczasem zakupy robię w drodze do domu w ciągu 15 min.
Chleb i tak kupuje się codziennie, więc robię te wszystkie zakupy przy
okazji.
Cena jest być może o kilka zł wyższa, ale sumarycznie się opłaca.
Absolutnie nie przeczę, że kiedy ktoś mieszka np. na wsi - to wtedy samochód
staje się bardzo potrzebny a nawet niezbędny, ale ja pisałam o swojej
sytuacji.
Pozdrowienia
Basia
|