Data: 2008-02-03 19:11:53
Temat: Re: Taka jedna kwestia mnie męczy...
Od: "Agnieszka" <a...@z...net>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Jagna W." <w...@o...eu> napisał w wiadomości
news:fo4m1o$17ca$1@news.mm.pl...
>
> Użytkownik "Agnieszka" <a...@z...net> napisał w wiadomości
> news:47a5d6c4$0$6184$f69f905@mamut2.aster.pl...
>
>> To jest wersja rodziców, którzy zamiast traktować szkołę jako naturalnego
>> sojusznika, traktują ją jako naturalnego wroga. Szkoda tylko, że
>> przekazują to następnym pokoleniom.
>
> Cóż, nie ma dymu bez ognia.
> Szkoła rzadko kiedy bywa prawdziwym sojusznikiem rodzica.
To zależy czego rodzic od szkoły oczekuje. Jeżeli czerwonych dywanów,
kłaniania się w pas i przynoszenia drugiego śniadania na złotej tacy, to
faktycznie może być problem.
W sprawach jednakowoż codziennych, nie zdarzyło mi się, żeby wychowawca nie
zareagował na moje uwagi/spostrzeżenia/prośby dotyczące mojego dziecka. Nie
zawsze mógł w 100% zastosować się do życzeń, nie zawsze i nie wszyscy
nauczyciele byli w porządku, sporo rzeczy mi się nie podoba w instytucji
powszechnie znanej jako "szkoła państwowa", ale co do zasady nie mam
powodów, żeby jakoś wyjątkowo psioczyć. Dzieci mam nauczone, w miarę
bezpieczne, rozwijać zainteresowania mogą swobodnie, nawet jeżeli "na piękne
oczy" wprosiły się na kółko dla klas o 2 poziomy wyższych. Ale to może
dlatego, że ja się nie pieniaczę o duperele, a dzieci są postrzegane jako te
dobrze wychowane i nie sprawiające kłopotów.
> Zazwyczaj to skostniała instytucja, w której ludzie traktują swoją pracę
> na zasadzie odbębnienia przykrego obowiązku, a rodziców jako wrogów.
> Pomijam już fakt, że bardzo, bardzo często osoby zarządzające takimi
> placówkami najzwyczajniej w świecie nie nadają się do pełnienia tej
> funkcji, a głupota aż wylewa im się uszami.
Mając do czynienia ze szkolnictwem od urodzenia stwierdzam, że to, co
opisujesz to jest margines.
>
>> Ale od takiego prezydenta i owszem, wymaga się, żeby w każdej sytuacji
>> pamiętał kim jest (tak, bycie prezydentem to też jest "tylko" praca).
>
> Przede wszystkim to funkcja społeczna, a nie etat zawodowy, więc rządzi
> się "trochę" innymi prawami.
Praca. Inna niż praca kasjerki, ale nadal praca.
>
>> Już taka kasjerka może mieć problem z utrzymaniem pracy, gdy wyjdzie na
>> jaw, że w prywatnym czasie kradnie batoniki w sklepie osiedlowym.
>
> Doprawdy? Wskaż mi proszę zapis w KP mówiący o tym, że można zwolnić
> kasjerkę, która poza godzinami pracy była na bakier z prawem.
Dostałaś od Harun.
>
>> Uuuu... nawet nie wiesz jakie informacje i z jakich źródeł otrzymują
>> szkoły. Niektóre całkiem nieźle zweryfikowane, przez policję na przykład.
>
> Piszesz tu już o wykroczeniach czy przestępstwach, a ja o zwykłych
> szczeniacko-łobuzerskich zachowaniach na podwórku czy w domu, które nijak
> nie podpadają pod kodeks karny. Jak tego typu sytuacje weryfikuje szkoła?
Na wszystko są sposoby. A i nauczyciel nie marsjanin, mieszka na ogół na tym
samym/sąsiednim osiedlu.
>
>>> Idąc Twoim tokiem myślenia, dziecko powinno chodzić w mundurku także
>>> poza szkołą (wszak to obowiązek), skoro chce mu się korzystać z
>>> przywileju zniżki komunikacyjnej.
>
>> Nie widzę przeciwwskazań. I wbrew Twojemu mniemaniu takie szkoły, które
>> oczekują, a nawet wymagają od uczniów, by zawsze chodzili w mundurkach,
>
> W domu i na imieninach u cioci również??
A bez sprowadzania do absurdu potrafisz?
>
>> I zadziwiająco często nie mają problemów ani z naborem, ani z
>> rozwydrzonymi uczniami, ani z pyszczącymi rodzicami, ani z utrzymaniem
>> wysokiego poziomu i renomy.
>
> Bo wszystkie problemy zapewne rozwiązują właśnie mundurki :)
Nie. Ale nie chce mi się dociekać, czy naprawdę nie wiesz o co chodzi, czy
rżniesz klasycznego głupa. Nie mój problem i nie moich dzieci.
Agnieszka
|