Data: 2014-10-17 17:28:53
Temat: Re: Zupa z cukinii
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Ewa napisała:
>> Zając. Nie jest to dzisiaj zwierz pospolity. Na stołach, bo w lesie
>> widuję go czasem. Nawet przed domem spotykam, jak kica sobie z wolna
>> albo staje słupka w świetle samochodowych reflektorów.
>
> Do mojego ogródka nawet kiedyś zakicał i , bez obawy, nie upolowałam
> biedaka, nawet wziąwszy pod uwagę owo wspomnienie.
Nakryliśmy kiedyś w ogródku psa pilnującego bażanta. Bażant dorodny
kogut, a pies też nie ułomek. Nic mu jednak nie robił, pilnował
tylko. Wynieśliśmy ptaszysko do lasu. Więcej takiego już w okolicy
nie widziałem. A zające są, że tak powiem, w ciągłej dostawie. Dzik
trafi się też czasem, choć z rzadka.
>> Były kiedyś czasy, kiedy nie tylko o zająca, ale w ogóle o coś
>> zjedzenia godnego było na stole trudno. Smutne czasy, w krórych do
>> sklepu chodziło się by coś upolować. Myślę, że te czasy mogły
>> przypadać jak raz na okres Pani dzieciństwa.
>
> Akurat jeśli chodzi o mięso, to mnie jego brak nie dotknął za bardzo,
> ponieważ inna z kolei ciotka (nie ta od zająca na stole) pracowała w
> zakładach mięsnych. Tak jak tradycyjnie warto mieć w rodzinie lekarza,
> księdza i prawnika, tak w czasach peerelowskiego kryzysu dobrze było
> mieć i ciotkę w mięsnym. Bardziej dotkliwie odczułam więc brak słodyczy,
> zwłaszcza tych dobrych. A skąd ta druga ciotka zająca wynalazła? Pojęcia
> nie mam. Może to było po tym spotkaniu przywódców właśnie.
Mama znajomej pracowała w Centrali Handlu Zagranicznego, czy czymś takim.
Tam mieli czasem do zbycia dla pracowników zające. Eksportowe. Albo jakieś
jelenie. Inna mama miała robotę w instytucie, co robił szczepionki. Więc
mieli wołowinę, z której gotowali rosół, którym później karmili cholerę.
Zaraza spijała sam rosołek, delikatna cholera, a mięso, którego żreć nie
chciała, pracownicy zabierali do domu na pierogi.
>> Ja chodziłem zwylke do takiego dużego samoobsługowego. Dzisiaj to by
>> było Tesco czy Lidl, a wtedy -- Społem. W tych dzisiejszych sklepach
>> zające czasem bywają. Zazwyczaj w postaci głęboko mrożonej, na białych
>> tackach, podzielone na porcje.
>
> Unikam kupowania mrożonego mięsa. A na dziczyznie do jedzenia aż tak mi
> nie zależy, zwłaszcza że jej przyrządzenie zabiera na pewno dużo czasu i
> wymaga cierpliwości, co nie bardzo się komponuje z moją dzikością serca.
W tym wiszącym zającu, to chyba też troche o to chodzi, by się przemroził.
Jarek
--
No więc zarazki wciąż rosły, wpierw były jak turkucie,
Potem ogromne jak myszy latały po instytucie,
Na próżno woźny je z miotłą jak oszalały ganiał --
Nie dość, że się z niego śmiały, to mu jeszcze wyżerały śniadania.
|