Data: 2002-08-27 09:40:36
Temat: Re: konflikt z teściową
Od: "ninka" <w...@a...eu.org.żadnych-ogłoszeń>
Pokaż wszystkie nagłówki
>
> Tak na pierwszy rzut oka to może uzgadniać z mężem takie umowy z
> mamą przed faktem? Bo z tego, co piszesz, wywnioskowałam, że
> stawiasz faceta przed faktem dokonanym.
Obie z Joanną macie racje, że sprawa dotyczy tego co dzieje się naszym
związku. Między nami są bardzo częste kłótnie, w wyniku których mąż wychodzi
rano do pracy i wraca (albo i nie) po 24 do domu. Wówczas sprawy
"mieszkaniowe" jak i organizacji pewnych spraw (np. muszę gdzieś się udać
bez dziecka) spadają na moją mamę, na którą zawsze mogę liczyć. Tak było i w
tym przypadku, przed wyjazdem mąż był nastawiony na podjęcie kroków
rozwodowych, domem, mną, dzieckiem nie interesował się przez blisko
miesiąc - stąd moje ustalenia z mamą z pominięciem jego osoby. Przed samym
wyjazdem pogodziliśmy się i dlatego wspomniałam mu (zresztą niepotrzebnie) o
tym nieszczęsnym sprzątaniu.
Gdyby mi TŻ oznajmił, że
> w czasie naszej nieobecności jego mama przyjdzie pozmywać czy
> odkurzyć (to są czynności wykonywane u nas zwyczajowo przez TŻ,
> więc też mógłby wyjść z założenia, że to jego sprawa i jemu mama
> pomaga), też by mnie chyba zatrzęsło.
Tak masz rację ale mną zatrzęsło również jak usłyszałam, że to jego dom i
jemu to się nie podoba. Przecież to również mój dom a to podoba mi się
bardzo - co wtedy?
Ale nie ma o czym gadać, bo najpierw zapytałam czy nie ma nic przeciwko
temu, to, że jednak ma dowiedziałam się tydzień później.
A to "mąż zna wersję"
> sugeruje, że bez porozumienia z nim zmieniasz jakieś
> wcześniejsze Wasze ustalenia.
Z czego wynikają te "ustalenia" bez wiedzy męża napisałam już wcześniej.
Teraz tylko problem jak z nim bez bólu o tym porozmawiać.
W pewnym sensie rozumiem jego
> zdenerwowanie. Nawet jeśli macie taki podział obowiązków, że
> sprzątanie jest Twoją działką, to mieszkanie jest również domem
> męża i ma prawo do decyzji w kwestiach z nim związanych, nie?
> Dziecka dotyczy to tym bardziej :)
Zgadzam się w zupełności. Ale teoria - teorią a życie - życiem. Zgadzać się
albo i nie, można, nawet trzeba, tylko co z tego wynika? Ano to, że on się
"nie zgadza" ale i nie pomoże w pracach domowych i spada to na mnie. Gadać
można i poczuć się ważnym - przyjemna rzecz ale na tym się kończy. Miałam
nie pisać ale co tam: mąż miał podaczas naszej nieobecności pomalować
łazienkę (5mkw), załatwić naprawę łóżka, magnetowidu i bateri od wanny. Był
sam w chałupie 3 tyg i nie zrobił z tego NIC pod pretekstem nadmiaru
obowiązków zawodowych. Wiesz jaka nasuwa mi się myśl? Jeżeli ktoś nie
wywiązuje się ze swoich zobowiązań to niech nie wpiernicza się w kompetencje
innych. Rozumiem, baba wywaliła mu jego zabawki, poprała gacie i skarpety,
zepsuła ukochany komputerek ale to, że poukładała ręczniki i ubrania dziecka
to już chyba nie jest powód do kosmicznej awantury trwającej ponad tydzień i
zachaczającej o brak szacunku? Mój zaangażowany małzonek do tej pory nie
wie, gdzie w szafie leżą prześcieradła (po prostu go to nie interesuje) ale
to, że leżą równo - to mu działa na nerwy.
> Pewnie to mało konstruktywne, bo sposobów załagodzenia
> istniejącego konfliktu - oprócz standardowych typu "ładnie
> przeprosić, a potem przeprowadzić poważną rozmowę dotyczącą
> wzajemnych oczekiwań" - nie znam.
Ale tu nasuwa sie pytanie: kto kogo ma przeprosić!?!
Ale wspólne ustalanie
> strategii wydaje mi się niezłym sposobem uniknięcia tych, które
> mogłyby pojawić się w przyszłości.
>
> Pozdrawiam i życzę bezbolesnego rozwiązania problemu
> --
> Hanka Skwarczyńska
> i kotek Behemotek
> KOTY. KOTY SĄ MIŁE
>
Dzięki:)
|