Data: 2003-06-11 09:04:36
Temat: Re: on kocha inna, ale mnie tez
Od: "boniedydy" <b...@z...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Nixe" <n...@i...pl> napisał w wiadomości
news:bc6p93$jkc$1@news.onet.pl...
> boniedydy tak oto pisze:
>
> :: W kazdym razie terapia w wielu wypadkach polega na nazwaniu po imieniu
>
> Terapia owszem, ale czy ktoś z tej grupy pretenduje do miana
psychoterapety?
> Jeśli tak, to jestem pełna podziwu.
> Ja bym się nie odważyła na coś takiego bez odpowiedniego wykształcenia i
> doświadczenia.
Fakt, to co się dzieje, jest już raczej bliższe terapii grupwej :) Tak swoje
poglądy na położenie osoby zainteresowanej wyrażają osoby w żadnym wypadku
nieskażone wiedzą terapeutyczną. Oczywiście, grupa nie jest też terapia
grupową, ale piszac to chciałam pokazać, że niepotrzebnie uciszasz głosy
krytyczne, a dokładniej rzecz biorąc - nie wiesz, czy będzie to mialo dobry,
czy zły skutek. Tak samo, jak nie wiesz, czy Twoja wizja sytuacji byłaby tą
najlepszą dla Agati, czy wręcz odwrotnie - szkodliwą.
> Poza tym rzeczy zostały już dawno nazwane, nawet przez samą Agati. Więc
nie
> problem w tym, by je znów nazywać,
Tak, zostały nazwane, i częsć osób (Ty i Jacek) przeczytała w tym co innego,
a druga część co innego.
lecz w tym, jak znaleźć rozwiązanie tej
> historii. I tu dużo dają mi do myślenia osobiste przeżycia osób, które
takie
> historie mają za sobą i teraz tworzą ze swym partnerem/partnerką
szczęśliwe
> związki. Pomimo tego, że też (zdaniem osób postronnych) uważani byli za
> zaślepionych miłością, naiwnych, bezmyślnych itp.
Żeby stworzyć szczęśliwy związek po takiej historii, potrzebne są różne
zmienne, które nie zawsze występują. Równie dobrze związek po takiej
zdradzie może zdryfować w stronę małego piekiełka, podszytego wiecznym żalem
i brakiem zaufania. Dlatego nikomu bym nie doradzała ponoszenia ofiar na
rzecz utrzymania takiego związku, o ile nie byłby pewien, że nie postrzega
tego jako ofiarę. To, co Ty piszesz, odbieram jako optowanie za
bezwarunkowym przebaczeniem i naprawianiem związku - tylko że żeby to robić,
trzeba być pewnym, ze sie tego chce, a nie postępować tak, bo "trzeba
uratować związek". Jeżeli byłaś w podobej sytuacji i udało ci się, zważ, że
Twoja sytuacja na pewno była mimo wszystko inna, chociażby dlatego że inne
osoby brały w niej udział. Tak naprawdę równie mało wiesz o konkretnej
sytuacji Agati, jak wszyscy wypowiadający się w tym wątku, z wyjątkiem Niej
samej. Oczywiście, masz prawo do wypowiedzi, ale nie odbieraj go innym.
pozdrawiam
boniedydy
|