Data: 2015-11-10 11:10:38
Temat: Re: Najlepsza śmietana
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pan Pszemol napisał:
>>> Chyba nie odczytałeś intencji w ten sposób, aby dziecko
>>> nosiło 40 kg uzbieranej przez rok na raz, w jeden dzień?
>> W dwa dni. Bo były dwa semestry w roku, a przypominam, że to
>> na ocenę było. Na godzinie wychowawczej odbywało się komisyjne
>> ważenie. Słucham? Że niby można było nie ważyć i nie oceniać?
>> Można. No ale po co wtedy nosić do szkoły, skoro można bliżej do
>> punktu zwałki papieru w przydomowym śmietniku? To zdecydowanie
>> absurdalny pomysł, taka szkolna zbiórka.
>
> Widzisz - nie wszyscy mieli tak jak Ty... nie wszyscy mieli bliżej.
Może nawet większość miała dalej. Nieskończenie dalej. Uczeń
wiejskiej szkoły z reguły nawet nie wiedział, co to jest ten
"śmietnik", mógł mu się najwyżej kojarzyć z kolejną miastową
fanaberyą. Koncepcja ogólna była taka, że wiejscy stłuczone
słoiki i puszki po konserwie "Turystycznej" mieli wrzucać
do dołu w ziemi wykopanego za stodołą. To od takich rzeczy
należało zaczynać, od ich zmiany, nie od wydumanego problemu
makulatury. O tym jednak nikt nie myślał. Pewnie dlatego,
że nie da się po prostu kazać dzieciom, by zorganizowały
ogólnokrajowy system zbiórki odpadów, z tymi wszystkimi kubłami,
śmieciarkami, kompostowniami, segregowaniem, odzyskiem złomu
itp. Choćby nawet całą młodzież zapisać do harcerstwa -- to
sobie sama z tym nie poradzi.
> Nie wszystkie szkoły są w dużych miastach i nie wszystkie
> dzieci mają jednakowo oświeconych rodziców i czasem muszą
> się o dorobkach cywilizacji dowiadywać ze szkoły i te nowinki
> potem zanosić do domu bo z domu nic takiego nie wyniosą... :-)
Szkoła nie powinna skupiać się na samej wiedzy teoretycznej,
musi dawać też przygotowanie do życia w realnym świecie.
Teoretyczne podstawy działania systemu gospodarczego wpajano
nam na lekcjach, wyjaśniano też dlaczego jest on najlepszy
na całym świecie i dlaczego wkrótce zwycięży również w innych
krajach. Ale nadto otrzymaliśmy jeszcze praktyczny przykład,
zobaczyliśmy w jaki sposób idee stają się ciałem. Rzecz jasna
nie w każdej klasie był Wojtek, co miał tatusia w biurze
projektów. W wiejskich i małomiasteczkowych nie było takch
zgoła wcale. Ale tam wszystko było bliżej życia. Dzieci z
rodzin robotniczych często dowiadywały się o działaniu systemu
wcześniej, niż my, synowie i córki inteligentów.
>>>> Pomysł pana Mariana, taty Wojtka, uważam za rzecz znakomitą.
>>> A mi sie on wybitnie nie podoba jako demoralizujący dzieci.
>>
>> Ja uważam to za umoralniające doświadczenie, więc każdy z nas
>> pozostanie przy swoim. Taka makulatura, to w sumie dość mało
>> ważna rzecz. Ale całą sprawę można potraktować jak szczepionkę,
>> działanie toksynami osłabinego bakcyla tej ówczesnej paranoi.
>> To potrafi dać odporność na całe życie -- jeśli pierwsza reakcja
>> była właściwa. Do czego dochodzi, gdy ten drobny-ustrój kogoś
>> porazi w pełni -- to było w tym wątku widać.
>
> Makulatura to być może mała rzecz... ale ja na to patrzę trochę
> inaczej niż Ty i dlatego mi wychodzi demoralizujący przykład.
Zdecydowanie inaczej. Mówią, że punkt widzenia zależy od punktu
siedzenia. Ale znane są też przypadki odwrotnie -- punkt widzenia
determinował punkt siedzenia. Jeśli widzenie zbyt odbiegało od
ustalonych wzorców, można było nawet trafić na punkt o zaostrzonym
rygorze.
> Już tłumaczę: ja w roli rodzica jak i szkoła w osobie wychowawcy
> klasy, dyrektora szkoły czy też całego "grona pedagogicznego"
> dzielimy się funkcją dobrego wychowania młodego człowieka.
> Jeśli zamiast trzymać razem wspólny front podważamy sobie
> nawzajem autorytet to dziecko uczy się tylko jak manipulować.
Tu mamy pierwszą rozbieżność. Otóż ja nie uważam, by jedność była
rzeczą absolutnie nadrzędną, a chadzanie we wspólnym froncie stawało
się cnotą samą w sobie. Nie wiem kto wpadł na pomysł, by mierzyć
zachowanie dzieci w kilogramach makulatury. Pan Mariam ocenił, że
nie jest to pomysł dobry. Wszyscy zainteresowani go w tym poparli,
więc wyłoniła się nawet pewna wspólnota wychowawcza -- ale nie
była ona narzucona, powstała spontanicznie. W opozycji był jedynie
pomysłodawca taryfikatora ocen, zapewne jakiś bliżej nieznany
ministerialny lub kuratoryjny urzędnik.
> To tak jak para rodziców kłócących się ze sobą odnośnie metody
> wychowawczych - albo trzymamy sie razem i uzgadaniamy wspólny
> front, albo dziecko potem wychowuje sobie nas, rodziców :-)
W świetle tego, co napisałem wcześniej, możemy mówić o jakimś
współdziałaniu społeczności szkolnej z tym anonimowym Flemingem,
wynalazcą skutecznej szczepionki przeciwko paranoi.
Jarek
--
Bo w jedności tylko siła
Żeby tylko jedna była
Jedna świnia, jedna krowa
Jedna dupa, jedna głowa
|