Data: 2008-09-08 14:03:50
Temat: Re: Rodzina zastępcza
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Mon, 8 Sep 2008 12:49:17 +0200, Vilar napisał(a):
>> I pozostało w sferze anegdot, prawda?
>> Nie kupil Ci tego "kotka"...
>
> Xlko, o czym ty mówisz?
> Wydawałoby się, że czasy niewolnictwa mineły i handel ludźmi jest już passe.
Nie zrozumiałaś tej przenośni? - jako małe dziecko nie miałaś możliwości (z
natury swojej) odczuwać dojrzałego jak dziś "pragnienia rodzeństwa", lecz
"pragnienie kotka". A na "pragnieniu kotka" nie można budować więzi, tej
prawdziwej.
>
>> czy z tego, że to nie kotek byłby i nie dałoby się go
>> wyrzucić, gdyby okazało się, że ma pchły i jest agresywny do krwi
>
> Całe życie miałam psy. Różne. Mądre i trafił się jeden durny jak bambosz.
> Nikt ich nigdzie nie wyrzucał i wszystkie były kochane, łącznie ze
> Zdziabołkiem, który swoje imię zawdzięczał paskudnemu charakterkowi.
Ojej. No trudno, nie wiem, jak mogę wytłumaczyć jaśniej... że nie chodzi o
realne zwierzaki, lecz o analogiczność podstaw do "chcenia" - małe dziecko
równie pragnie braciszka, co kotka czy chomika, żesz.
>
> Całe życie tęskniłam upiornie za rodzeństwem i byłoby mi wszystko jedno, czy
> adoptowane, czy nie.
Może tak, a może nie.
>
> Łatałam to zawsze koleżankami i kolegami różnej maści. Byle duuuużo.
To zupełnie co innego. To towarzystwo nie zagrażające twemu niepodzielnemu
królowaniu w domu... przy mamie i tacie.
>> nie
>> mkożesz o tym nikomu powiedzieć, a potem wyrzuca Cię z Twojego lóżka, a
>> potem z domu... na przykład.
>
> Jak widzę tak naprawdę wszystko rozbija się o majuntek.
> Cóż.
Majuntek, a raczej jego podział i ból z tym związany - to najdalsza w
czasie konsekwencja. Ewentualna.
Ja w pewnym momencie zrezygnowałam z majuntku na rzecz rodzonego brata
(który niczym sobie nie zasłużył), więc nie wliczam się w grono osób z tym
problemem... żeby nie było, że tylko majuntek mam na względzie.
> Nie będę gdybać, bo gdybanie ze swojej natury jest bez sensu i wiem co bym
> czuła "gdyby".
> Na piewszy rzut oka jest tego tyle, że obleciałoby spokojnie 2 lub 3 osoby.
> A miałabym siostrę...albo brata... jaaa Cię...
> Marzenia!
>
> Ale z drugiej strony można sobie wyobrazić sytuację, że delikwenta bym
> ewidentnie nie polubiła. I co wtedy?
> Loteria.
Nie, niestety, wtedy tragedia. Wszystkich.
Ja bym się bała - i tylko tyle chcę powiedzieć, nikogo nie zrażam ani nie
przekonuję, lecz zwracam uwagę na coś, o czym się WCALE nie myśli,
adoptując dziecko i mając już swoje - bo o takiej sytuacji mówię.
Jak to może być, że dotąd nikt nigdy nie pomyślał o adopcji od strony
dziecka rodzonego? - a przecież wydaje się, że właśnie TO rodzice powinni
mieć na względzie, i to mądrze, a nie ładować własne dziecko w sytuację je
przerastającą...
--
"Ludzki mózg jest zbyt skomplikowany, aby dał się poznać
samemu sobie... A gdyby taki nie był, byłby po prostu zbyt głupi, aby
siebie poznać."
S. Lem
|