Data: 2024-03-30 15:20:23
Temat: Re: "Schabowe"
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pan Marcin Debowski napisał:
>> Albo mieć sprawdzone miejsce, gdzie są "w ciągłej sprzedaży". Jakiś sklep
>> firmowy dobrej przetwórni na przykład. Wciąż mam do tego zastrzeżenia,
>> że "ja bym wolał inny smak", ale do jakości nie mogę się przyczepić.
> Kierując się podobną zasadą (mały sklep lokalnej masarni w Kościerzynie),
> nadziałem się na te drobiowe. Z tym, że prób wczesniej nie czyniłem.
Bo to nie jest warunek wystarczający. Jednak zakłady pracujące na swoją
markę, a nie jako wykonawcy wyliczonych w Excelu zleceń sieci handlowych,
miewają dobre rzeczy w ofercie. Problem w moim lokalnym sklepie jest taki,
że jak kupię coś ekstra fajnego, to po pewnym czasie znika. Bo za mało
chętnych i słabo się opłaca. Ale zaraz zaczyna się nowy eksperyment, więc
bardzo nie narzekam.
W innym miejscu wymyślili sobie "szynkę jak za Gierka". Kupiłem trochę.
Faktycznie, była podobna, tak samo niedobra. Ale długo była dostępna,
widać ludzom odpowiadała.
>> Bo żywność za komuny była po prostu droga. Pamięć zbiorowa przechowała
>> to inaczej, ja też kiedyś uległem złudzeniu -- jednak wizyta w czytelni
>> i lektura roczników statystycznych rozwiewa wszelkie wątpliwości.
> Bez bicia przyznam, że sam chyba nadal tkwię w tych post-prlowskich
> stereotypach. To chyba zresztą po tej samej linii co widoczna u wielu
> nostalgia (to złe formalnie słowo) za prlem, która najczęściej wynika z
> prostego faktu, że był to okres naszego dzieciństwa. Nie ma pojęcia czy
> było drogo czy nie bo nie ja za to płaciłem, ani na to nie zarabiałem.
Dlatego zachęcałem do zapoznania się ze źródłami pisanymi z tamtej epoki.
PRL nie był cały czas taki sam, to raczej proces upadku. Zaraz po wojnie
podobno nie było kulinarnie tak źle, ale ja tego oczywiście nie pamiętam.
Dopiero potem zabrano się za handel, więc dobre się skończyło. Końcówka
wiadomo -- za Jaruzela i dalszych bryndza totalna. Ale okres gierkowski
był względnie jednolity, więc dobry do porównań. Zarabiało się po kilka
tysięcy, 3-4 powiedmy, jako szeregowy pracownik. Czyli podobnie jak teraz.
*Najtańsza* kiełbasa zwana była "mickiewiczowską" -- bo cena jej złotych
czterdzieści i cztery. Dzisiaj jak się powie, że za pół stówy można
kupić dobrą wędlinę, to słychać: "panie, kto by tyle płacił". Te kabanosy,
szynki i myśliwskie to już koło stówy. Tanie byleco za dychę, na które
dzisiaj tak się narzeka, nie miało ówczesnego odpowiednika. Więc wielu
ludzi w gorszej finansowo sytuacji zupełnie dosłownie nie miało co do
garnka włożyć. Strajki w Radomiu nie bez powodu wybuchły (z perspektywy
warszawskiej nie od razu te powody zobaczyłem).
Poza tym, że byliśmy młodzi (lub wręcz byliśmy szczęśliwymi dziećmi),
mieliśmy małe oczekiwania. Inaczej patrzyliśmy na to, co znaczy "drogo".
W czasach licealnych (za tegoż Gierka) podśmiewaliśmy się z pijących
jabole. Nawet nie że to paskudztwo, ale że "takie tanie". A tanie nie
może być dobre. Flaszka alpagi kosztowała 23 złote. Dzisiaj z takim
budżetem można startować do trunków z każdej winicy.
>> W temacie kiełbaśnictwa większe dla mnie znaczenie ma podział na północ
>> i południe, niż na wschód i zachód. W Polsce ryt północny ma liczniejszą
>
> Przez Zachód chciałem tutaj określić tzw. kuchnię zachodnią w rozumieniu
> hotelowo-restauracyjno. Jak się jest w Azji to takie rzeczy jak steki,
> kiełbasy, to co jedzą Brytyjczycy (staram się unikać mocniejszych
> sformułowań), wpada właśnie pod określenie kuchni zachodniej.
A, to rozumiem. Ja w sytuacjach wyjazdowych staram się jeść jak najbardziej
lokalnie. Zaś jednym z pierwszych wrażeń z wyjazdów na Zachód (za komuny
jeszcze), było to, że każdy sobie może tam kupić co zechce (a nie chce
przecież gwiazdki z nieba, tylko rzeczy realne). Słowo "załatwić" nie ma
tam odpowiednika.
Jarek
--
Pijmy tanie wino, zatrzymajmy czas
zaśpiewajmy stare pieśni
nim historia zrobi szwoleżerów z nas
albo zrobi z nas naleśnik
|