Data: 2008-09-10 22:34:47
Temat: Re: Ubiór szkolny, co można a czego nie? ;)
Od: "lemonka" <...@a...com>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Lolalny Lemur" <shure1@nospam_o2.pl> napisał w wiadomości
news:ga33q9$qdq$2@nemesis.news.neostrada.pl...
> lemonka pisze:
>
> > Fajowo. Zawsze marzyłam o tym, żeby nauczyciele mieli na łbach
wycięte
> > celtyckie krzyże, policjanci trupie czaszki wytatuowane na
policzkach a
> > pracownicy obsługi banku kolczyki w nosie, brwiach i języku. I żeby
się
> > żaden bubkowaty szef ich nie czepiał, bo wolnośc przeca jest, no
nie?
>
> A powiedz mi co Ci to wszystko przeszkadza? Czy laska z kółkiem w
języku
> będzie gorszą kasjerką niż ta bez kółka? Teraz takie rzeczy zwracają
> uwagę, bo zdarzają się _stosunkowo_ rzadko. Gdyby zdarzały się
częściej
> albo nie zwracałabyś na nie uwagi albo wyprowadziłabyś się do Chin.
Nie chciałabym, żeby w banku obsługiwał mnie człowiek z celtyckim
krzyżem (to tylko przykład, równie dobrze mogłam napisać: różowe
dziewczę w peniuarze lub czarne w bieliźnie, wszystko jedno) - to nie
pokrywa się nijak z moimi zainteresowaniami czy ulubionym gatunkiem
muzyki albo sposobem kreowania własnego wizerunku. Powodem tego, że nie
chciałabym, byłaby głównie nieuzasadniona zapewne obawa przed czymś
czego nie znam i z czym osobiście się nie utożsamiam. Człowiek na
stanowisku obsługi klienta człowieka reprezentuje bank, więc jeśli ta
wizytówka ma dość nietypowy wizerunek - ominę taki bank. Bo powielam
schemat, że bank jest niewiarygodny, bo nietypowy, nawet jeśli ten
facet z kolczykiem w nosie i wytatuowanym na czole napisem będzie
doskonałym fachowcem. Poza tym - np. czuję obawę przed ujawnieniem mu
moich danych osobowych, bo może jest fajnym fachowcem nie tylko w
dziedzinie bankowości ale także np. świetnie łamie zabezpieczenia w
postaci zamków do drzwi albo komputerów albo ma inne, cenne dla niego a
dla mnie niekoniecznie, umiejętności.
Druga sprawa: odczuwam też niechęć do ekspedientki, która ma kolczyk w
nosie, uchu i gardle i nie wiem gdzie jeszcze, bo nie przestrzega
przepisów, a mi nie smakuje tips pokrojony niechcący razem z szynką,
albo tips pozostawiony w pudełku z lodami podczas produkcji (autentyk),
który podczas rodzinnej uroczystości odnajduje w swoim pucharku jakże
szczęśliwy klient. Aspekty higieniczne noszenia kolczyków i tipsów w
sklepie pomijam.
Powyższe to tak a propos strojów służbowych w pewnych miejscach pracy.
Dla mnie pracownik sztandarowy musi strojem spełniać jakieś kryteria, w
tej samej firmie np. w marketingu mogą pracować nawet w szlafrokach, bo
ich nie widzę.
Bronię trochę tej nauczycielki, bo z kolei uczeń reprezentuje szkołę,
ale nauczyciele powielają schemat, że dobry uczeń musi wyglądać jak
banda prymusów lizusów w mundurkach i z piórniczkiem, choć kiedy
chodziłam do szkoły nasz najlepszy uczeń w klasie nosił podarte
tenisówki, obszarpane spodnie sztruksowe a zamiast piórnika miał
sznurek przywiązany do szmacianego chlebaka (na oko przedwojennego) i
na tym sznurku kolejno przywiązany był ołówek, długopis, cyrkiel, gumka
do mazania i coś tam jeszcze. Był najlepszy, ale za strój był wiecznie
tępiony.
Postrzeganie szkoły przez rodziców to kolejny schemat: jeśli do tej
szkoły chodzi mnóstwo mrocznych indywiduów ubranych na czarno, albo
zakapturzonych albo jakoś tak to rodzice niechętnie wybierają tę
szkołę - bo kolejny krok tego schematu brzmi: tu są narkotyki. I
nieważne, że wcale narkotyków nie ma, że szkoła promuje własną
kreatywność uczniów, szkoła traci uczniów, pieniądze, prawo istnienia.
Szkoła i rodzice to ciągłe interakcje i powielanie schematów, niestety.
|