Data: 2002-03-25 09:12:48
Temat: Re: i?ć czy nie i?ć (znowu ?lub)
Od: "Hanka Skwarczyńska" <a...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Marzena Fenert" <m...@f...net> napisał w
wiadomości news:2kqq9ugksshacnrk2lia30u4v5v9ddtv30@4ax.com...
> [...]
> Nie poszłabym również na ślub i wesele na które byłabym
zaproszona bez
> dziecka - no ale ja mam takie a nie inne zasady.
> I nie chodzi o to ze bym tego dzieciaka ciagnela [...]
> Chodzi tylko o uszanowanie przez osobę która mnie zaprasza
tego że mam
> TŻ, że mam dziecko .....czyli o uszanowanie mnie i mojej
rodziny - bo
> częściowe zaproszenie ja osobiście odbieram jako brak
szacunku.
No to byśmy się nie dogadały :) Bo dla mnie zaproszenie
przyjaciół/współpracownika z żoną/kuzynki z mężem _bez_dzieci_
absolutnie nie byłoby próbą obrażenia zapraszanej osoby i
szczerze mówiąc nawet nie rozumiem, dlaczego miałoby być tak
potraktowane. Zgodzę się ewentualnie, że należałoby rozważyć
problem, zapraszając kogoś z rodziny, bo wtedy dziecko należy
też do rodziny _zapraszającego_, ale to chyba i tak zależy od
rodzinnych zwyczajów. Jednak w sytuacji, kiedy z rzeczonym
dzieckiem nie mam żadnych osobistych powiązań, nie rozumiem,
dlaczego miałabym je zapraszać.
Odwróćmy sytuację (wiem, że analogia jest trochę do kitu, bo w
drugą stronę nie ma stosunku opieki, ale jednak): czy
zapraszając na wesele nieletnią przyjaciółkę, mieszkającą z
rodzicami, mam brać pod uwagę również tychże rodziców? W końcu
to rodzina, nie?
> Uważam, że jeśli ktoś nie ma to tyle cywilnej odwagi by
wręczając
> zaproszenie prosto w oczy mi powiedzieć : "dzieci są
zaproszone do
> 21:00 a potem bawią się dorośli" czy coś w tym stylu to nie
zasługuje
> na to abym była na jego ślubie i weselu.
A jeżeli dorośli bawią się od samego początku bez dzieci? Jeśli
ktoś ma akurat taką wizję swojego przyjęcia? Czy przez takie
właśnie, a nie inne, wyobrażenie o własnym weselu popełnia taki
nietakt, że nie zasługuje na Twoją na nim obecność?
Problem "mówienia prosto w oczy" pominę, bo oczywistym wydaje mi
się, że zaproszenie dotyczy tych osób, do których jest
adresowane, i jeśli na kopercie nie ma imienia dziecka i nikt
prosto w oczy nie zaznaczył, że jest ono zaproszone, to nie jest
i ostentacyjne oświadczanie tego nie jest konieczne (o lekko
nieuprzejmej wymowie tegoż - "a nuż adresat nie zrozumiał,
trzeba mu przypomnieć" - nie wspominając).
> Pozatym jeśli to pan młody/panna młoda nie lubi mojego TŻ to
po co
> wogle mnie zaprasza?
Bo lubi Ciebie i zależy jej na Twojej obecności?
Czsami poczytuję sobie hamerykańskie forum okołoweselne i
stamtąd pamiętam sytuacje, kiedy np. przyszła panna młoda prosi
o radę, co zrobić, jeśli najlepsza przyjaciółka ma TŻ-ta -
alkoholika, zachowującego się skandalicznie w towarzystwie, albo
faceta, który ją bije, albo faceta, który kiedyś zwyzywał pannę
młodą od najgorszych. I co wtedy? Powiedzieć przyjaciółce, że ma
nie przychodzić na wesele, bo nie umie sobie wybrać faceta, czy
raczej zaprosić ją bez tego pana?
[Uwaga: osobie, która odpisze, że należy zadbać przed weselem,
żeby przyjaciółka wysłała tego pana na drzewo, wyjedzie ze
stacji dyskietek sztuczna szczęka mojego dziadka, która wypadła
mu kiedyś na lekcji w czasie strofowania uczniów, bezpowrotnie
rujnując jego autorytet, i dotkliwie uhamra w nadgarstek]
> [...]
> IMO lepiej wogle nie zapraszać niż wygłupiać się zapraszaniem
tylko
> jednej części związku - bo druga nam nie pasuje.
Albo nas nie stać na zaproszenie chwilowego "narzeczonego"
koleżanki. Albo nie wiemy o jego istnieniu :)
Żeby nie było, że się wymądrzam i teoretyzuję, byłam ostatnio w
sytuacji, kiedy mogłam się spodziewać pojedynczego zaproszenia
na wesele - wychodziła za mąż koleżanka z klasy, przebywająca na
stałe w USA, która przyjechała do Polski tylko i wyłącznie na
własny ślub; doprawdy przesadą byłoby domagać się, żeby
zapraszała (i płaciła za) facetów, których nigdy w życiu nie
widziała na oczy, i doskonale rozumiałabym to pojedyncze
zaproszenie. I liczę na to, że ona z kolei zrozumiałaby, że będę
na ślubie, posiedzę chwilę na weselu, ale nie będę samotnie
wygniatać stołka do białego rana.
> nie zapraszać wogóle albo jeśli bardzo zależy nam na obecności
tej
> osoby na własnym ślubie zaprosić wraz z TŻ i schować dąsy do
kieszonki[...]
Zasadniczo tak, bo gościa zaproszonego "w pojedynkę",
szczególnie na imprezę z tańcami, stawia się w nieco niewygodnej
sytuacji. Niemniej jednak istnieją sytuacje wyjątkowe. A
powyższe w żaden sposób nie przekłada się na dzieci albo
niedołężną babcię.
Pozdrawiam
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
a...@w...pl
|