Data: 2006-01-14 12:34:03
Temat: Re: nauka rysowania
Od: Agnieszka Krysiak <k...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
A czereśnie tego lata były słodkie, co poświadcza "Sowa"
<m...@w...pl> mówiąc:
>> No na pewno nie szkiełkiem i okiem. Ale czasami po prostu jest się
>> wyczulonym na pewne "objawy", zwłaszcza jeśli się samemu posiada
>> zdolności w pewnym kierunki.
>
>Najwyraźniej koszmarnie zaniedbuję swe dziatki, olewając ich talenta, a
>posądzając je o co najwyżej predyspozycje i udostepniając im jedynie
>mozliwośc robienia co lubią. :-)
Ja tam, nie wiem, ale skoro tak uważasz, to być może coś w tym jest.
Inaczej przecież byś tego nie napisała... ;->
>> IMO nie było mowy o nakazywaniu, tylko o pokazywaniu. Dla mnie różnica
>> zasadnicza.
>
>To pewnie taka różnica dla Ciebie, jak dla mnie oczywistość, że jak dziecku
>coś rodzic pokazuje, to jest jak święte.
>Jak pokażesz, to ono juz samo nie popatrzy, tylko będzie robić jak
>powiedziałaś.
Nie zauważyłam takiej prawidłowości. A przynajmniej nie na zasadzie
słowa świętego.
>A właśnie w rysowaniu bardzo ważna jest umiejętność spostrzegania rzeczy,
>jakimi _wydają się_ tu i teraz a nie jakie mają być z zasady.
Owszem, ale IMO trzeba rozróżnić między wydawaniem się, a zwykłą
nieumiejętnością oddania ich takimi, jakie są czy się wydają. Bo trudno
mi uwierzyć, że dziecku otaczający ludzie wydają się być kolistymi
maźnięciami na papierze.
Również IMO, zachwycanie się rysunkami wykonanymi _niewprawną_ ręką
dziecka jest dobre do pewnego momentu i/lub pod pewnymi założeniami. Tak
jak każdą inną umiejętność i precyspozycję, rozwój zdolności
plastyczno-manualnych można (nie mówię, że trzeba) wspomagać. Ty wolisz
poczekać, co z twórczości waszych dzieci samo wyjdzie. Ja wolę siąść z
dzieckiem i porysować razem.
>> W jaki sposób zachęcając i wspólnie pomagając dziecku rysować/malować
>> wpycha się je na jakiekolwiek tory?
>
>Zobacz pierwszy post. Pytanie jest o uczenie zgodne z instrukcjami jak co
>rysować.
Fakt. Ale jeśli spojrzysz na moją pierwszą odpowiedź (i całą resztę
wypowiedzi), to zauważysz, że nie opowiadam się z uczeniem zgodnym z
instrukcjami, a to ze mną teraz dyskutujesz.
>Bo w odpowiedzi wyraźnie piszę , żeby zachęcać, umożliwiać, chwalić.
>Nie ma zasad rysowania czegoś. Po prostu ich nie ma.
>Są zasady kompozycji, perspektywy, anatomii - ale żadna z nich IMO nie
>nadaje się dla kilkuletniego dziecka, i żadna nie jest niepodważalną
>oczywistością.
Wydaje mi się, że robisz jakiś myślowy gigantyczny przeskok od wolnej
amerykanki do sztywnych reguł realistycznego rysunku. Albo wolność
artystyczna albo więzienie realizmu.
A tymczasem mowa jest o dziecku trzyipółletnim (w moim domowym przypadku
dwuipółletnim), które w oczywisty sposób nie jest w stanie takim
informacji sobie jeszcze przyswoić. I dla mnie jasne jest, że nie może
być mowy o nauce perspektywy, cieniowania i czy czegokolwiek tak
zaawansowanego. Natomiast jak najbardziej w porzadku jest pokazywanie,
wspólne rysowanie, nie na zasadzie chwytania dziecka za rękę i
_niepozwalania_ rysowania inaczej (czego najwyraźniej macie wizję),
tylko na zasadzie obserwacji techniki trzymania w ręku kredki/pędzla,
rysowania linii, łączenia ich, rysowania postaci. Dzieci uczą się przez
naśladownictwo - dlaczego nagle naśladownictwo ma być be?
> Albo inaczej: w jaki sposób miałoby
>> to ograniczyć jego rozwój w innych dziedzinach?
>
>Normalnie, jak gra na skrzypcach od małego, ogranicza ew rozwój kariery
>siatkarza. :-)
>Poprzez zaabsorbowanie, brak czasu i dbałość o wykluczanie działalności
>mogącej przyczyniać sie do urazów palców i dłoni.
>Pewnie ekstrema - ale naprawdę się zdarza.
Ale wiesz, że przykład kupy się nie trzyma i nie jest tak naprawdę o
kant tyłka rozczaść? Bo ja nie piszę o ekstremach, piszę o usiądnięciu z
dzieckiem do kartki papieru i wspólnym narysowaniu domu i rodziny.
Masz chyba jakąś wizję kilkugodzinnych morderczych sesji rysunkowych,
dręczenia dziecka rysowaniem kulek papieru i pieska w trawie z
perspektywy w światłocieniu. A z tym się nie da dyskutować.
>> Nadmienię tylko, że to ty cały czas powtarzasz o tym formalnym
>> kształceniu w odniesieniu trzyipółlatka. :)
>
>Bo formalnie brzmi prośba o zasady do nauki rysowania w odniesieniu do
>takiego dzieciaka.
Brzmiało. W międzyczasie osoba _zadająca pytanie_ uzyskała na nie
odpowiedź i zdaje się być przekonana, że nie tędy droga. W międzyczasie
również do dyskusji się włączyłam ja.
>A co komu to właściwie przeszkadza? Skoro lubi sobie pozapełniać kartkę
>zielonymi spiralami i go to cieszy, to znaczy że trzeba go uczyć rysować
>lepiej?
Nie trzeba. Można. I o to mi chodzi - między formalnym uczeniem a
całkowitym nieingerowaniem jest jeszcze zwykłe wspieranie.
>A może lepiej zastanowić się, czemu on nie rysuje czego innego? Co on chce
>przekazać i dlaczego właśnie tak widzi świat i nie robi postępów?
Ymmm... Ale bierzesz pod uwagę, że dziecko może po prostu nie potrafić
samodzielnie poza jakiś etap wyjść? O oddawaniu swojego "widzenia
świata" w rysunku przez młodsze dziecko już pisałam. Granica między
interpretacją a zwykłym brakiem umiejętności jest dosyć płynna.
>Ale po co ma naśladować? Czy celem jest żeby rysował jak mama, czy żeby
>chciał sobie rysować bo mu to sprawia przyjemność i przy okazji ćwiczył
>zmysły a nie tylko umiejętność kopiowania?
Celem jest wspomożenie zauważonych zdolności. Rozwinięcie ich. Można to
zrobić zupełnie bezboleśnie. Pomijam fakt, że mówię o kopiowaniu (czyli
przerysowywaniu wzorca), a (ewentualnym) naśladownictwie (czyli
podpatrywaniu).
Agnieszka
--
Proudly (-.-------.- Folk Lore for the Masses -.--------.-)
Presents: ("Kobieta znacznie mniej odpowiada za to, co robi.)
GG:1584 ( Mężczyzna powinien się wstydzić." Jacek Kijewski)
|