Data: 2002-05-15 07:54:56
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mama
Od: "Maja Krężel" <o...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Katarzyna Kulpa" napisała
> wydaje mi sie, ze tak. nie bede sie rozwodzic na swoj temat, ale mam
> wrazenie, ze w pewne dziedziny zycia weszlam zbyt slabo przygotowana i
> pozbawiona wzorcow, mam na mysli np. wzorzec, nazwijmy to, "kobiety
> pracujacej" :-) poza tym cierpie (moze to za duze slowo) teraz, gdy
> chcialoby sie czasem otrzymac jakas swiatla rade od doswiadczonej
> rodzicielki, a tu jedyna odpowiedzia jest brak zrozumienia, niestety.
No to Cię pocieszę (albo i nie :-), że pomimo tego, że moja mama pracuje do
teraz, to ja też nigdy żadnych tego typu rad od niej nie dostałam. Od ojca
także.
> regula, ktora nie wyklucza wyjatkow :) poza tym wazne jest IMHO to, ze
> spotykasz ludzi roznych, takich na ktorych inaczej moglabys nie trafic, i w
> dodatku musisz sie z nimi dogadac.
No tu mogę się zgodzić, ale czy podobnych ludzi nie spotyka się na codzień, w
różnych sytuacjach?
> no wlasnie o to chodzi, przyjaciol sobie jakos tam dobierasz, a
> wspolpracownikow nie. jestes w sytuacji przymusowej - musisz ulozyc sobie
> stosunki w miejscu, ktore niekoniecznie ma cos wspolnego z twoim zwyklym
> srodowiskiem.
I to miałoby w jakiś sposób wpływać na kształtowanie charakteru, postawy
dziecka? A co z ludźmi wolnych zawodów lub tych, którzy pracuja w domu?
Wychowanie ich dziecka skazane jest na fiasko?
> wiele osob jednak nie wykorzystuje, chocby dlatego, ze wiele z tych
> dzialalnosci nie przynosi dochodow, a jest kosztowna.
Jeśli ktoś martwi się, że jest kosztowna, to znaczy, że kogoś na to nie stać.
Jeśli ktoś martwi się, że nie przynosi dochodów, to znaczy, że zależy mu na
dochodach. W takich sytuacjach, w 9 na 10 przypadków nie siedzi się wtedy w
domu, tylko idzie do pracy. Jeśli się nie idzie, bo nie może (nie ma pracy,
jest się z bardzo malutkim dzieckiem), to nie jest to wybór, tylko przymus
życiowy, więc nie moża w takiej sytuacji dyskutować, czy to jest dobre, czy
nie, bo to po prostu JEST i już :-)
> no i z wielu innych powodow zapewne.
A jakich jeszcze na przykład?
> oczywiscie, ze praca nader czesto bywa zajeciem odmozdzajacym, a nie
> rozwojowym, jednak dla wiekszosci ludzi na tej planecie jest to przymus, i
> kazdy musi sie tego nauczyc.
A to w ogóle nie ulega wątpliwości. Mi chodziło tylko o to, by w żaden sposób
nie wmawiać ludziom, że_tylko_praca obojga rodziców jest gwarantem
odpowiedniego ukształtowania dziecka. Że jak jej nie ma, to ... szkoda słów.
Że kobieta powinna pracować, bo to jest dla niej, dla dziecka, dla rodziny
lepsze, bo taki jest idealny model rodziny itp. Oczywiście nikt tego nie
napisal w tej dyskusji dosłownie, ale dało się wyczuć taką tendencję :-)
> na pewno mozna wiele, ale: po primo nie wszyscy potrafia i nie wszystkim
> sie chce rozszerzac sobie horyzonty i znajomosci,
Dlatego CO ja napisałam chyba z pięć razy? Że to od nas samych zależy :-))
> po secundo: jesli nigdy nie pracowalas, twoje dziecko nie dowie sie od
> ciebie, jak to wlasciwie jest: pracowac.
No jasne, najwyżej dowie się, jak to jest leżeć cały dzień brzuchem do góry,
pykać w pilot od TV i gryźć słone paluszki :->> A poważnie - w domu TEŻ się
pracuje. Zapewne miałaś na myśli pracę zawodową, więc już się nad Toba nie
pastwię :-) Napiszę tylko (jeszcze raz, bo chyba umknęło to Twojej uwadze),
że od przekazywania informacji "co to jest praca zawodowa" jest przecież
drugi rodzic.
> i na pewno po latach, gdy twoje potomstwo samo pojdzie do roboty,
> bedzie ci trudniej zrozumiec, czemu wraca do domu skonane albo
> zdenerwowane,
Pewnie tak, bo ja przecież nigdy nie jestem zmęczona. Po przespanej w całości
nocy budzę się rześka i wypoczęta, dzień zaczynam od pobudzającego spaceru,
potem kosmetyczka, masaż relaksacyjny, kino, spotkanie z przyjaciółką przy
kawie, basen, kolacja przygotowana przez dzieci i męża, upojny seks i hop do
łóżka, gdzie nie mogę doczekać się kolejnego, jakże kompletnie pozbawonego
wszelkich obowiązków i trudów dnia.
MSPANC :-)
> a opowiesci o roznych problemach zawodowych bedziesz sluchala jak bajki o
> zelaznym wilku :)
Moja strata - dzieci pójdą się wyżalić do ojca :-)
A tak poważnie - nie wiem, co będę robić za kilka lat. Teraz moje dzieci są
relatywnie małe (1 i 4 lata), a ja nie czuję AŻ takiej potrzeby spełniania
się zawodowo. Ale nic nigdy nie wiadomo ... Wiem jednak, że do pracy pójdę,
bo tego będę chciała (albo będę zmuszona przez życie), a nie dlatego, że ktoś
tam kiedyś powiedział (słusznie czy nie), że to jest dobre dla dziecka.
--
Pozdrawiam
Maja
|