Data: 2002-05-15 11:12:05
Temat: Re: pracująca/ niepracująca mama
Od: "Maja Krężel" <o...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Jolanta Pers" napisała
> A nie słyszałaś o dziedziczeniu postaw życiowych? Nigdy nie spotkałaś się z
> kobietą, która oczekuje od męża, że będzie ją utrzymywał, to tak było w
> domu rodzinnym, i jest co najmniej rozczarowana, kiedy małżonek proponuje
> inny model?
Jolu, postawy życiowe mają to do siebie, że albo faktycznie się je dziedziczy
(jak to napisałaś), albo wręcz przeciwnie. Proste przykłady: nasze babcie
(prócz jednej - męża) nigdy nie pracowały, ich dzieci (czyli nasi rodzice +
ich rodzeństwo) praktycznie w 99% pracowały zawodowo, ja - nie pracuję,
kuzynka męża też nie (reszta to na razie małolaty).
Czyżby postawy życiowe dziedziczyły się co dwa pokolenia? ;-)
Podobne przykłady mogłabym rzucać w odniesieniu do całego grona moich
koleżanek z dzieciństwa. Nie ma reguły. Te, z mamami w domu wręcz pogrążone
są po uszy w pracy zawodowej, bądź naukowej (oczywiście nie wszystkie), te, z
mamami pracującymi siedzą teraz na urlopach wychowawczych i myślą o kolejnych
dzieciach (też oczywiście nie wszystkie). Ja powinnam przejąć model rodziny
pracującej na całego, dzieci w żłobkach, przedszkolach, obiady przy
"Wiadomościach" i inne takie. A nie przejęłam i co ciekawsze wiedziałam "od
zawsze", że nie przejmę. Bo IMVVHO model przejmuje się wtedy, gdy się
sprawdza (a człowiek wchodzący w dorosłość potrafi już wyciągnąć odpowiednie
wnioski z tego, co robili jego staruszkowie). Gdy się nie sprawdza - odrzuca
się go, przeważnie zupełnie. Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie widok
matki zasuwającej po powrocie z pracy na drugim etacie przy pralce, garach i
odkurzaczu był wystarczającym powodem, by tego modelu nie przejąć ;-) Rzecz
jasna miałam to szczęście, że mój mąż zaakceptował mój wybór (pomimo tego, że
u niego w domu też się pracowało) i to, że w jakiś tam sposób stać nas na to,
bym mogła te pierwsze lata życia dzieciaków spędzić z nimi w domu.
> Drugi rodzic, ojciec znaczy, nie staje w obliczu takich problemów jakie ma
> pracująca matka, bo w wariancie z niepracującą żoną raczej odciąża się go z
> obowiązków domowych (choćby dlatego, że nierzadko pracuje więcej). W
> wariancie ekstremalnym: przychodzi, dostaje obiad pod nos, gazetka, TV,
> piwo i spanko. Co oczywiście dobre nie jest, ale jak wszystko ma drugą
stronę
> medalu - gonienie do mycia garów kogoś, kto spędził 12 godzin w pracy, jest
> nieludzkie.
O ile faktycznie tyle spędza i o ile druga osoba nie spędza np. 11 godzin.
Ale ja w sumie nie rozumiem - Kasia Kulpa miała na myśli przekazanie wartości
związanych z pracą czysto zawodową, a nie zawodowo-domową. I wg mnie ojciec,
nawet ten 12-godzinny doskonale się do tego celu nadaje. Tym bardziej, że
widok - matka zasuwa na dwa etaty, a ojciec na jeden nie jest tym, co
chciałabym przekazać dziecku, jako wartość mającą kształować jego przyszłą
postawę życiową.
> Maju, to jest trochę inna bajka. Weź pod uwagę, że człowiek wracający z
pracy
> musi często sprężyć się i błyskawicznie wykonać czynności, które człowiek
> niepracujący może sobie wykonać spokojnie, na luziku i w czasie 2 x
dłuższym.
I tak i nie :-) O to często bardzo się z moim mężem sprzeczamy. Teraz nic mi
nie przychodzi do głowy, ale musisz mi uwierzyć na słowo, że są pewne rzeczy
w "kurzeniu domowym", które nie moga poczekać nawet godzinki.
> Optykę wszystkiego, że się tak wyrażę, ma się również nieco inną, bo
człowiek
> wie, że rzeczy związane z pracą zrobić musi, bo jak nie zrobi, to nie
będzie
> miał co jeść, a niektóre obowiązki domowe można olać bez większej szkody.
A tu się zgadzam bezapelacyjnie! Choć, jak chcę się mocno pokłócić z mężem,
to mu mówię, że (abstrahując od roboty typowo domowej) ja i tak mam twardszy
orzech do zgryzienia, bo przez jakieś 12 godzin dziennie (gdy zdarzają się
wyjazdy męża, to średnio wychodzi to więcej) w pojedynkę wychowuję ludzi, od
których kiedyś będzie zależała jakość życia nie tylko nasza. Ale to już jest
takie pompatyczne, że darujmy sobie dalsze rozstrząsanie ;-)
> Człowiek niepracujący tego nie zrozumie, czego świetny przykład mam w
postaci
> mojej matki, która kiedyś pracowała, potem przestała,
[ciach]
> I to _ma_ związek z pracą jak najbardziej, jak Ci napisała Tweety
Odpisałam Tweety, że ja mam trochę inne doświadczenia, więc tym samym nie
uważam tego za regułę. Albo inaczej - może jest to reguła, ale pełna
wyjątków.
> - mój ojciec, który zasuwa normalnie w
> firmie na etacie technicznego handlowca, a w weekendy i wieczorami dorabia
> kreśląc w zapzyjaźnionym biurze projektów, doskonale rozumie, że bez pracy
> nie ma kołaczy, forsy na czynsz, benzynkę do autka i paru innych dość
> potrzebnych rzeczy.
Ja to rozumiem i bez pracy. I nie dlatego, że w życiu, zanim pojawiły się
dzieci również pracowałam, ale rozumiem to ... po prostu. Nie wyobrażam
sobie, że mogą być ludzie, którzy naiwnie sądzą, ze forsa z nieba leci. Ale
może i są ...
--
Pozdrawiam
Maja
|