Strona główna Grupy pl.sci.medycyna Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???

Grupy

Szukaj w grupach

 

Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 82


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2005-11-23 17:04:47

Temat: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: "ŁukaszW" <w...@n...pl> szukaj wiadomości tego autora

Witam.
Ostatnio czesto zastanawiam sie, dlaczego dla lekarzy takim problemem jest
poinformowanie pacjenta o jego chorobie.
Chyba nie po to, zeby ukryc przed nim gorzka prawde.
Mamy XXI wiek i wiekszosc osob z niezaspokojona wiedza na temat swojej
choroby siega do internetu.
No i tu pojawia sie problem...pacjent otrzymuje na sci.medycyna.pl
przetlumaczone z laciny suche dane, ktore niekiedy moznaby wykorzystac w
dobrym horrorze;)
Przeciez na pacjenta wplywa to o wiele gorzej niz podana przez wlasnego
lekarza i odpowiednimi porcjami wiadomosc o chorobie.
Dziwi mnie to, biorac pod uwage ile czasu poswieca sie na studiach
przekazywaniu informacji i kontaktowi z drugim czlowiekiem.
Może niektorzy lekarze robia to w taki sposob, że pacjent nie rozumie
swojego schorzenia-dlatego pytaja tutaj??
Wydaje mi sie ze naprawde mozna powiedziec pacjentowi o chorobie nie
straszac go i jednoczesnie zaspokajajac jego wiedze na tyle, zeby nie musial
dowiadywac sie o chorobie "nieautoryzowanych" informacji.bo to chyba
powoduje czesto wyolbrzymienie problemow(jesli juz nie sa b. duze)

Co o tym sadzicie??
ŁukaszW



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2005-11-23 17:52:02

Temat: Re: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: Marek Bieniek <a...@s...re.invalid> szukaj wiadomości tego autora

On Wed, 23 Nov 2005 18:04:47 +0100, ŁukaszW wrote:

> Ostatnio czesto zastanawiam sie, dlaczego dla lekarzy takim problemem jest
> poinformowanie pacjenta o jego chorobie.

Dla których lekarzy? Ilu?

[...]
> Wydaje mi sie ze naprawde mozna powiedziec pacjentowi o chorobie nie
> straszac go i jednoczesnie zaspokajajac jego wiedze na tyle, zeby nie musial
> dowiadywac sie o chorobie "nieautoryzowanych" informacji.bo to chyba
> powoduje czesto wyolbrzymienie problemow(jesli juz nie sa b. duze)

Lekarz ma OBOWIĄZEK poinformować pacjenta o jego stanie, rozpoznaniu,
rokowaniu. Choćby dlatego, ze pacjent nie poinformowany nie może
udzielić świadomej zgody na leczenie proponowane przez lekarza.
Inna sprawa to to, że czasami wystarczy spytać, a pacjenci nie zawsze
pytają.

> Co o tym sadzicie??

Sądzimy (znaczy ja sądzę) że się czepiasz:)

m.
--
Pozdrawiam,
Marek Bieniek (mbieniek na epic pl)
Tylko uogólnienia mogą tworzyć naukę, nie pojedyńcze fakty.
/Claude Bernard/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2005-11-23 17:56:59

Temat: Re: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: "wacek" <w...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

> Ostatnio czesto zastanawiam sie, dlaczego dla lekarzy takim problemem jest
> poinformowanie pacjenta o jego chorobie.
> Chyba nie po to, zeby ukryc przed nim gorzka prawde.

często dlatego że sami nie mają pojęcia co dolega jego pacjentowi, a głupio
powiedzieć słowami filozofa: "wiem że nic nie wiem"


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2005-11-23 18:05:41

Temat: Re: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: "Docia" <h...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora


> Co o tym sadzicie??
> ŁukaszW

pierwsze - bo na pacjenta mają 15 minut a 3/4 zajmuje im pisanie papierów



drugie- nie chce im się, to tylko NFZ, co innego w prywatnym gabinecie ;-)



trzecie- bo pacjenci nie pytają (jak cię lekarz zruga raz i drugi za
zadawanie pytań i własne wątpliwości, to też więcej nie zapytasz -
sprawdzone na własnej osobie)



czwarte-może by wytłumaczyli, ale nie każdy pacjent jest przytomny i od razu
zapyta, a potem już nie ma okazji, bo lekarze telefonicznie informacji nie
udzielają a następną wizytę możesz mieć za miesiąc (o ile wcześniej
wystarasz się o kolejne skierowanie - a jeszcze nie słyszałam żeby ktoś
dostał skierowanie bo chciał porozmawiać z lekarzem - nie umierasz to nie
dostajesz skierowania). Tak więc ludzie pytają bo mają coś na wyniku ale co
to jest dowiedzą się za miesiąc np. jak dowiedziałam się u ginekologa że mam
guzek w piersi, czekałam 2 tyg. na wizytę u onkologa i USG, dobrze ze tylko
2 tyg. bo i tak mi się cały czas ręce ze strachu trzęsły (dwóm osobom ze
strony mojej mamy usunięto piersi).



piąte - wychodzą z założenia że pacjent wszystko wie (miałam boreliozę,
lekarz POZ bardzo się dziwił że nie wiem jakie skutki ciągną za soba krętki
(chyba tak się nazywają) i pokrewna boreliozie kiła. Przepraszam a skąd mam
wiedzieć .... kiła to nie katar i powszechna raczej nie jest.). Co to jest
borelioza szukałam potem w internecie. A... może dodam że lekarz leczył mnie
na oko, bo żadnych badań nie robiłam a poszłam do lekarza późno i rumienia
nie było już widać. Trochę szczęścia miałam i udało mi się jeszcze na czas
;-)



Wiele z tych powodów można wyeliminować w bardzo łatwy sposób - pacjenta
musi być stać na całkowicie prywatne leczenie. Wtedy idzie prywatnie do
lekarza, prywatnie robi badania z którymi od razu idzie sobie do gabinetu i
lekarz ma czas i chęci aby mu wszystko wytłumaczyć. Dlaczego - bo jak tego
nie zrobi a pacjent pyta i chce wiedzieć to straci KLIENTA (celowo dużymi
literami, bo to jest swego rodzaju biznes, a pacjent to klient). Wyjątkiem
są tu wybitni specjaliści którzy bez względy na to kto za wizytę płaci i
ile, mogą sobie pozwolić na takie zachowanie jakie im się tylko podoba bo po
prostu są najlepsi (patrz -ortopeda który składał rzepki mojej znajomej choć
skazywano ją na inwalidztwo wyprowadził ją na prostą. Niestety każda wizyta
wiązała się z obrażaniem pacjentki i doprowadzaniem jej do płaczu).



ok. to tyle było negatywów.



A teraz pozytywy:

- naprawdę są lekarze którzy tłumaczą i wyjaśniają, również w ramach
leczenia na NFZ, tylko jest ich zdecydowanie mniej niż tych drugich więc
"gubią" się w tłumie ;-)



to moja opinia



Dorota


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2005-11-23 19:02:50

Temat: Re: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: "Piotr Maksymowicz" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "ŁukaszW" <w...@n...pl> napisał w wiadomości
news:dm27ge$g5e$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Witam.
> Ostatnio czesto zastanawiam sie, dlaczego dla lekarzy takim problemem jest
> poinformowanie pacjenta o jego chorobie.


Dla czesci pewnie tak. Inna sprawa, ze mimo ze pacjentom czesto tlumaczy sie
rozpoznanie "łopatologicznie" to i tak przy nastepnej wizycie trzeba
wszystko powtarzac od poczatku.


> Chyba nie po to, zeby ukryc przed nim gorzka prawde.

czasami rowniez dlatego. czesc lekarzy nie potrafi takiej prawdy przekazac.
Ale pewnie zdziwisz sie ilu pacjentow nie chce znac takiej prawdy. IMO
wiekszosci ludzi jednak odpowiada paternalistyczny uklad lekarz-pacjent.


> Przeciez na pacjenta wplywa to o wiele gorzej niz podana przez wlasnego
> lekarza i odpowiednimi porcjami wiadomosc o chorobie.


Czasami patrzac na posty z lacinskimi nazwami chorob odnosze ze to ciekawscy
czlonkowie rodziny chca znac rozpoznanie. A udzielanie takich wiadomosci bez
zgody osoby chorej jest zabronione. Dlatego jest dla mnie bardzo dwuznaczne
tlumaczenie lacinskich czy angielskich rozpoznan na necie. Oczywiscie
"ciekawski" zawsze znajdzie odpowiedz ale ja do tego reki nie przylorze.


> Dziwi mnie to, biorac pod uwage ile czasu poswieca sie na studiach
> przekazywaniu informacji i kontaktowi z drugim czlowiekiem.

Kilkanascie lat temu nikt z naszych nauczycieli nikt tym sie nie zajmowal.
czyzby w programie studiow tak wiele sie zmienilo?



> Wydaje mi sie ze naprawde mozna powiedziec pacjentowi o chorobie nie
> straszac go i jednoczesnie zaspokajajac jego wiedze na tyle, zeby nie
> musial dowiadywac sie o chorobie "nieautoryzowanych" informacji.bo to
> chyba powoduje czesto wyolbrzymienie problemow(jesli juz nie sa b. duze)


Wbrew pozorom jest to czesto bardzo trudne. Niektore rozpoznania z zalozenia
brzmia jak wyrok. A w Polsce nie ma zwyczaju , tak jak w Ameryce,
informowania pacjenta prosto w oczy o nawet najgorszym rozpoznaniu. To sie
zmienia ale jednoczesnie trzeba sobie zdawac sprawe, ze ludzie czesto wcale
nie chca znac prawdy. Lepiej trzymac sie resztek nadziei.
oczywiscie inaczej to wyglada przy kontakcie z pacjentem w podeszlym wieku a
inaczej z mlodym.
IMO wszeslkie szczegolowe uregulowaniua prawne w tej materii nie spelnia
sprawdza sie i w tym wypadku nalezy zostawic jakies pole manewru lekarzom.

Co do osob ktore prosza o przetlumaczenie/wytlumaczenie rozpoznania na
grupie to podejrzewam, ze wiele z nich zostalo doskonale poinformowanych
oswojej chorobie ale w mechanizmie zaprzeczenia szukaja innego "lepszego"
rozpoznania.
> Co o tym sadzicie??
> ŁukaszW
>
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2005-11-23 21:40:28

Temat: Re: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: porshe <a...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

ŁukaszW wrote:

> Witam.
> Ostatnio czesto zastanawiam sie, dlaczego dla lekarzy takim problemem jest
> poinformowanie pacjenta o jego chorobie.

Kto powiedział, że jest problemem?

> Chyba nie po to, zeby ukryc przed nim gorzka prawde.

W niektórych wypadkach niestety tak. Tutaj zgodzę się z przedpiścią Piotrem

> Mamy XXI wiek i wiekszosc osob z niezaspokojona wiedza na temat swojej
> choroby siega do internetu.

Możnaby rzec, że to zachowanie bardzo trendy. Problem w tym, że nieraz
trudno znaleźć dobrą stronę z opisem chorób po polsku, tak więc jego
informacje opierają się na bzdurnych przeważnie poradach takiej "Pani
Domu" czy innego kolorowego czasopisma*

*nie mam nic do nich, tylko do zawartości merytorycznej, do której nikt
nie przykłada wagi, bo 'musi się sprzedać'

> No i tu pojawia sie problem...pacjent otrzymuje na sci.medycyna.pl
> przetlumaczone z laciny suche dane, ktore niekiedy moznaby wykorzystac w
> dobrym horrorze;)

Czyżby? Po pierwsze - tłumaczenie rozpoznania łacińskiego nikomu na
dobre nie wyszło (lekarz przeważnie robi to by UKRYĆ tę informację przed
osobą chorą lub postronną). W dzisiejszych czasach niegroźne choroby
raczej pisane są wszędzie po polsku. Co do horroru - głupi pomysł.
Pamiętaj, że odpowiedzialność zbiorowa nie przywróci ci życia. To, że na
tej grupie uzyskałaś jakieś informacje wcale nie znaczy, że informacje
te są pewne, sparwdzone, zweryfikowane i zgodne z aktualnym stanem
wiedzy. Często przecież dysponujemy źródłami nieaktualnymi.

> Przeciez na pacjenta wplywa to o wiele gorzej niz podana przez wlasnego
> lekarza i odpowiednimi porcjami wiadomosc o chorobie.

A będziesz do niego przychodzić wieczorami na herbatkę razem z innymi
100 pacjentami, by usłyszeć kolejne zdanie? Pomyśl o lekarzu - albo
wszystko od zaraz, albo nic. Oprócz wizyty szpitalnej (jakiejś dłuższej)
całkiem nieopłacalny system dla obu stron.


> Dziwi mnie to, biorac pod uwage ile czasu poswieca sie na studiach
> przekazywaniu informacji i kontaktowi z drugim czlowiekiem.

?? Wiesz co, rok temu byłem na pierwszym roku medycyny, teraz jestem na
drugim. Zapowiada się, że oprócz psychologii (która w głównej mierze
dotyczyła, jak postępować z pacjentem, jakie pytania mu zadawać, jak mu
zapewnić komfort i bezpieczeństwo), nie zaś na samej rozmowie z lekarzem.

Innymi słowy uczono nas jak postąpić z 20-letnim chłopakiem potrąconym
przez samochód, a jak z kimś bardzo agresywnym, nadużywającym alkoholu i
'posuniętym w latach'. Celem było od każdego z nich wyciągnięcie tych
samych informacji, a przebiegało to w zupełnie inny sposób. Nie uczono
nas ABY wyjaśniać pacjentowi. Nas uczono JAK z nim rozmawiać.

Dużo czasu dla ciebie = jeden semestr (około 15 zajęć), każde po 1,5h?

> Może niektorzy lekarze robia to w taki sposob, że pacjent nie rozumie
> swojego schorzenia-dlatego pytaja tutaj??

Nie!, gdyby pacjent nie rozumiał co się do niego mówi, to pewnie by to
powiedział - ja się pytam, jak ktoś rzuca nieznanym mi pojęciem. U ludzi
raczej istnieje żyłka (szczególnie u Polaków) do kombinowania, jaby się
tutaj samemu wyleczyć i nie tracić czasu na NFZ. nie muszę chyba
dodawać, że to zachowanie złe? Nie mówię tego jako przyszły lekarz (W
końcu bym nie miał kogo leczyć, co nie?) tylko jako młody chłopak.

Dajmy na to: lekarz powiedział - leżeć w łóżku tydzień (by wymusić
chociażby 4 dniowy odpoczynek). Osoba pisze na grupę, a tam małgosia z
jasiem piszą: miałem to samo, mój lekarz twierdzi, że chorobę trzeba
rozchodzić. Mi przeszło w dwa dni. Rozumiesz już?
Zbyt wiele informacji dlajednego pacjenta może spowodować, że poczuje
się on niejako 'autorytetem' w danej chorobie, pewny, że wie wszystko, a
tak naprawdę bazuje tylko na własnym doświadczeniu. To bardzo
niebezpieczne, szczególnie gdy ludzie zaczną w niego 'wierzyć'.
Znasz przysłowia "dobry znachor", czy coś w tym rodzaju? jedno ci powiem
- nie te czasy. Takie osoby, które oczywiście zaczerpnęły informacji od
lekarza, niewiele z tego pamiętają. Starsze pielęgniarki zwykły mawiać,
że "pacjent się robi zbyt mądry" to znaczy zaczyna wiedzieć, co mu wolno
a czego nie wolno i bezczelnie żerować na ofiarności innych osób.
Doświadczyłem tego na swoich praktykach. Byli tam ludzie, którzy wołali
nas (praktykantów/tki) do takich czynności jak zgaszenie światła,
nalanie wody do kubka (to bym mógł zrozumieć, gdyby pacjent miał złamane
ręcę, ale NIE miał). Częstym również powodem byłą chęć otworzenia drzwi.

A teraz spójrzmy na ten problem z punktu widzenia informacji dla chorego:
Wszyscy lubią mówić, co to oni nie przeżyli (wyjątek kolonoskopia).
Dlatego jeżeli tylko usłyszą, że ktoś ma identyczną chorobę, jaką oni
przeszli, natychmiast rozpoczynają się 'dobre rady'. Problem w tym, że
choroba zależy od pacjenta - inaczej przebiega u osoby młodej, inaczej u
kobiety, inaczej u nadciśnieniowca - rozumiesz.
I teraz taka osoba, nawet nie badając pacjenta zupełnie 'na ślepo'
poleca mu lek na receptę. Oczywiście, naturalnymi drogami znajomych
znajomych' udaje się taki lek dostać bez odpowiedniego świstka. I wielka
wpadka bo albo lek nie działa (to dobrze), albo jeszcze pogarsza stan
(to bardzo źle).

Więc zbyt duża wiedza wybiórcza w nieodpowiednich rękach może być
niebezpiecznym narzędziem prawda?

W tym dyrastycznym, chociaż nie tak znowu wymyślonym przykładzie.
pominąłem osoby które
a) nigdy nie słuchają znajomych, jeżeli chodzi o ich zdrowie
b) osób święcie wierzących medycynie 'ludowej' i co z tym związane
odrzucających wszelką pomoc medyczną
c) wszystkich w sumie nie pasujących do rysu psychologicznego bohatera
opowieści, których jak pewnie nie zauwazyłaś nie ma aż tak wielu.




> Wydaje mi sie ze naprawde mozna powiedziec pacjentowi o chorobie nie
> straszac go i jednoczesnie zaspokajajac jego wiedze na tyle, zeby nie musial
> dowiadywac sie o chorobie "nieautoryzowanych" informacji.bo to chyba
> powoduje czesto wyolbrzymienie problemow(jesli juz nie sa b. duze)

A ty co o tym sądzisz? większa wiedza jest konieczna? czy wystarczy, że
wiesz, o której godzinie musisz łykać tabletki? Dlaczego masz kroplówkę,
czemu będą cię ciąć. Koniecznie chcesz się zagłębiać w zakamarki
medycyny, by mieć pewność?
Choroba nie jest tylko opisem. Choroba żyje. Nie zrozumiesz jej, nawet
gdy sam na nią chorujesz. Rozumieli ją wyłącznie badacze i naukowcy. Ty
nie masz na to zbyt dużych szans (co nie znaczy, że nie masz wcale). Po
prostu powinno ci wystarczyć kilka zdawkowych zdań. Oczywiście nie
bronię ci zadawać pytań. Ale swoich pacjentów nigdy nie będę informował
ponad to, co muszą wiedzieć, a przy okazji odpowiem na pytania. Tyle ,
to moje stanowisko.

>
> Co o tym sadzicie??
> ŁukaszW
>
porshe

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2005-11-23 23:01:06

Temat: Re: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: "pawel_k" <n...@n...com> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "porshe" <a...@p...fm> napisał w wiadomości
news:dm2nkn$d41$1@atlantis.news.tpi.pl...

> A ty co o tym sądzisz? większa wiedza jest konieczna? czy wystarczy, że
> wiesz, o której godzinie musisz łykać tabletki? Dlaczego masz kroplówkę,
> czemu będą cię ciąć. Koniecznie chcesz się zagłębiać w zakamarki medycyny,
> by mieć pewność?

Tak koniecznie chcę wiedzieć! Jestem inżynierem i lubię wiedzieć dlaczego
coś dzieje się tak a nie inaczej. I sądzę, że w większości wypadków lekarze
są w stanie wytłumaczyć co i jak. Ja chcę poprostu wiedzieć co jest ze mną
nie w porządku, znać możliwości a w razie wątpliwości móc porównać diagnozę
z opinią innego lekarza.


> Choroba nie jest tylko opisem. Choroba żyje. Nie zrozumiesz jej, nawet gdy
> sam na nią chorujesz. Rozumieli ją wyłącznie badacze i naukowcy. Ty nie
> masz na to zbyt dużych szans (co nie znaczy, że nie masz wcale). Po prostu
> powinno ci wystarczyć kilka zdawkowych zdań. Oczywiście nie bronię ci
> zadawać pytań. Ale swoich pacjentów nigdy nie będę informował ponad to, co
> muszą wiedzieć, a przy okazji odpowiem na pytania. Tyle , to moje
> stanowisko.

Panie (przyszły) Doktorze arogancja przez Pana przemawia. Statystycznie
naród jest coraz bardziej wyedukowany. My naprawdę coraz więcej rozumiemy.
Ja chcę wiedzieć jak najwięcej o dolegliwościach swoich i swoich dzieci i
domagam się wyjaśnień od lekarzy. Problem jest chyba inny. Odnoszę wrażenie,
że wytworzyły się w naszym kraju zawodowe grupy 'guru' (prawników, lekarzy,
informatyków i inne) które uważają, że posiadły tajemną wiedzę, która jest
zbyt trudna dla nas szaraków: wystarczy 'usługa' i po kłopocie. Nie
buntowałbym się gdyby 'usługa' była wykonana zawsze na najwyższym poziomie
ale zwykle bywa tak, że albo jestem niedoleczony do końca, albo prawnik coś
źle doradził bo nie doczytał, albo komputer się znowu zawiesił. I tutaj
chciałbym chociaż spróbować poznać przyczynę niepowodzenia. Jeśli otrzymam
jedynie informację w slangu danego zawodu to zaczynam mieć wątpliwości czy
'usługodawca' chce mnie zbyć bo ja głupi i tak nie zrozumiem, czy to on nie
jest pewien diagnozy/opinii/wykonanej pracy.


I jeszcze przypadek z życia:
córka ma wadę serca, ze skierowaniem na echo z NFZ trzeba było czekać 3
miesiące więc poszliśmy prywatnie do poleconej nam Pani Doktor. Po wizycie
żona była zachwycona: Pani Doktor badała dziecko przez 5 minut a potem przez
10 tłumaczyła na czym wada polega itp.
Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że kuzynki dziecko też ma problemy z
sercem. Okazało się, że ona również była o tej samej Pani Doktor tylko na
NFZ. Tutaj badanie trwało może minutę, po czym Pani Doktor znad krzyżówki
przedyktowała opis pielęgniarce. Żadnych wyjaśnień nie było. Pani Doktor
zawalona robotą nie była, bo przyjmowała tylko kilka dzieci dziennie z racji
narzuconych limitów. Pani miała gorszy dzień czy może jest inna przyczyna
tak różnego podejścia do pacjenta?

Z drugiej strony kiedyś ortopeda 'państwowy' rozrysował mi bark, żeby
dokładnie wytłumaczyć w czym problem więc są też tacy którym się chce i
uważają że tak trzeba. I im dziękuję!

Do pozostałych apel:
-jak najwięcej tłumaczcie i wyjaśniajcie nam, niedouczonym pacjentom. W
gabinecie powinniśmy czuć się partnerami a nie obiektami niezrozumiałych
praktyk. Nawet jak ułamek Waszych informacji zrozumiemy to będziemy lepiej
'współpracować'.

I na koniec: ja sam, jak i większość moich znajomych doczytuję o
dolegliwościach swoich i rodziny w różnego typu poradnikach medycznych czy
encyklopediach zdrowia pisanych przez lekarzy. Internetu używam raczej do
uzyskiwania subiektywnych opinii a nie ważnych informacji.

pozdrawiam

P.









› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2005-11-23 23:16:53

Temat: Re: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: "ŁukaszW" <w...@n...pl> szukaj wiadomości tego autora


> Czyżby? Po pierwsze - tłumaczenie rozpoznania łacińskiego nikomu na
> dobre nie wyszło (lekarz przeważnie robi to by UKRYĆ tę informację przed
> osobą chorą lub postronną).
No to w takim razie bardzo nieskuteczny sposob, zeby nmie powiedziec zaden.
Przeciez doskonale wie ze lacina nie jest tajemna wiedza, ktora tylko
lekarze sa w stanie posiasc.

> To, że na tej grupie uzyskałaś jakieś informacje wcale nie znaczy, że
> informacje te są pewne, sparwdzone, zweryfikowane i zgodne z aktualnym
> stanem wiedzy. Często przecież dysponujemy źródłami nieaktualnymi.

No wlasnie o to mi chodzi !!! lekarz powinien zdawać sobie sprawe, z tego ze
jesli nie zaspokoji wiedzy pacjenta to ten zacznie szukac w takich
miejscach, a z tego nic dobrego nie wyjdzie.
>
>> Przeciez na pacjenta wplywa to o wiele gorzej niz podana przez wlasnego
>> lekarza i odpowiednimi porcjami wiadomosc o chorobie.
>
> A będziesz do niego przychodzić wieczorami na herbatkę razem z innymi 100
> pacjentami, by usłyszeć kolejne zdanie? Pomyśl o lekarzu - albo wszystko
> od zaraz, albo nic. Oprócz wizyty szpitalnej (jakiejś dłuższej) całkiem
> nieopłacalny system dla obu stron.
>
>
>> Dziwi mnie to, biorac pod uwage ile czasu poswieca sie na studiach
>> przekazywaniu informacji i kontaktowi z drugim czlowiekiem.
>
> ?? Wiesz co, rok temu byłem na pierwszym roku medycyny, teraz jestem na
> drugim. Zapowiada się, że oprócz psychologii (która w głównej mierze
> dotyczyła, jak postępować z pacjentem, jakie pytania mu zadawać, jak mu
> zapewnić komfort i bezpieczeństwo), nie zaś na samej rozmowie z lekarzem.

No wlasnie: jak zapewnic KOMFORT pacjentowi

> Innymi słowy uczono nas jak postąpić z 20-letnim chłopakiem potrąconym
> przez samochód, a jak z kimś bardzo agresywnym, nadużywającym alkoholu i
> 'posuniętym w latach'. Celem było od każdego z nich wyciągnięcie tych
> samych informacji, a przebiegało to w zupełnie inny sposób. Nie uczono nas
> ABY wyjaśniać pacjentowi. Nas uczono JAK z nim rozmawiać.
>
> Dużo czasu dla ciebie = jeden semestr (około 15 zajęć), każde po 1,5h?



Tak sie sklada ze ja tez jestem na drugim roku;)
fakt, czasowo nie jest duzo psychologii, ale do tego dochodza inne
humanistyczne przedmioty, ktore jakby nie patrzec, ucza tego
kontaktu(filozofia,socjologia) .
Poza tym psychologia jest jeszcze, w duzo powazniejszym wydaniu niz teraz,
na 4 roku.


Starsze pielęgniarki zwykły mawiać,
> że "pacjent się robi zbyt mądry" to znaczy zaczyna wiedzieć, co mu wolno a
> czego nie wolno i bezczelnie żerować na ofiarności innych osób.
> Doświadczyłem tego na swoich praktykach. Byli tam ludzie, którzy wołali
> nas (praktykantów/tki) do takich czynności jak zgaszenie światła, nalanie
> wody do kubka (to bym mógł zrozumieć, gdyby pacjent miał złamane ręcę, ale
> NIE miał). Częstym również powodem byłą chęć otworzenia drzwi.

Doskonale rozumiem;), chociaz zastanawialem sie wtedy czy nie potrzebuja
poprostu kontaktu, zwyklej rozmowy.

>
> A teraz spójrzmy na ten problem z punktu widzenia informacji dla chorego:
> Wszyscy lubią mówić, co to oni nie przeżyli (wyjątek kolonoskopia).
> Dlatego jeżeli tylko usłyszą, że ktoś ma identyczną chorobę, jaką oni
> przeszli, natychmiast rozpoczynają się 'dobre rady'. Problem w tym, że
> choroba zależy od pacjenta - inaczej przebiega u osoby młodej, inaczej u
> kobiety, inaczej u nadciśnieniowca - rozumiesz.
> I teraz taka osoba, nawet nie badając pacjenta zupełnie 'na ślepo' poleca
> mu lek na receptę. Oczywiście, naturalnymi drogami znajomych znajomych'
> udaje się taki lek dostać bez odpowiedniego świstka. I wielka wpadka bo
> albo lek nie działa (to dobrze), albo jeszcze pogarsza stan (to bardzo
> źle).
>
> Więc zbyt duża wiedza wybiórcza w nieodpowiednich rękach może być
> niebezpiecznym narzędziem prawda?
>
> W tym dyrastycznym, chociaż nie tak znowu wymyślonym przykładzie.
> pominąłem osoby które
> a) nigdy nie słuchają znajomych, jeżeli chodzi o ich zdrowie
> b) osób święcie wierzących medycynie 'ludowej' i co z tym związane
> odrzucających wszelką pomoc medyczną
> c) wszystkich w sumie nie pasujących do rysu psychologicznego bohatera
> opowieści, których jak pewnie nie zauwazyłaś nie ma aż tak wielu.
>
>
>
>
>> Wydaje mi sie ze naprawde mozna powiedziec pacjentowi o chorobie nie
>> straszac go i jednoczesnie zaspokajajac jego wiedze na tyle, zeby nie
>> musial dowiadywac sie o chorobie "nieautoryzowanych" informacji.bo to
>> chyba powoduje czesto wyolbrzymienie problemow(jesli juz nie sa b. duze)
>
> A ty co o tym sądzisz? większa wiedza jest konieczna? czy wystarczy, że
> wiesz, o której godzinie musisz łykać tabletki? Dlaczego masz kroplówkę,
> czemu będą cię ciąć. Koniecznie chcesz się zagłębiać w zakamarki medycyny,
> by mieć pewność?
> Choroba nie jest tylko opisem. Choroba żyje. Nie zrozumiesz jej, nawet gdy
> sam na nią chorujesz. Rozumieli ją wyłącznie badacze i naukowcy. Ty nie
> masz na to zbyt dużych szans (co nie znaczy, że nie masz wcale). Po prostu
> powinno ci wystarczyć kilka zdawkowych zdań. Oczywiście nie bronię ci
> zadawać pytań. Ale swoich pacjentów nigdy nie będę informował ponad to, co
> muszą wiedzieć, a przy okazji odpowiem na pytania. Tyle , to moje
> stanowisko.

oczywiscie uwazam ze to, co chcesz mowic to za malo. Pacjent zanim podejmie
zgode na zabieg czy jakakolwiek terapie musi znac jej skutki uboczne,
powiklania, utrudnienia z nia zwiazane etc.Pacjent buduje swoj obraz choroby
, prawda?? pewnie tez tego sie uczyles na psychologii. Uwazam, ze lepiej
jesli lekarz wezmie udzial w kreowaniu tego obrazu. Przede wszystkim zeby
ulatwic terapie i przekonac do niej pacjenta. A musi zaczac od wytlumaczenia
na co pacjent jest chory i to nie po lacinie bazgrolonej i to jeszcze w
skrótach (to akurat skuteczna metoda ukrywania prawdy, praktykowana dosc
powszechnie ;).
Nie zawsze powinien tez nazywac chorobe po imieniu
(np.rak=nowotwor=nieprawidlowe komorki)bo te same rzeczy mozna nazwac
inaczej i zbudowac rozne "obrazy". Przeciez zaden pacjent nie wystraszy sie
"nieprawidlowych komorek", ale jesli na pierwszej wizycie uslyszy RAK to
bedzie to dla niego wyrok.
Jednego jestem pewien, psychologia w pracy lekarza jest o wiele wazniejsza
niz mi sie wydawalo (zreszta nie jestem sam). Medycyna w szczegolnosci
powinna byc polem w ktorym czlowiek jest PODMIOTEM a nie PRZEDMIOTEM( a
widze ze tak chcesz traktowac pacjentow)

Pozdraviam, ŁukaszW



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2005-11-24 00:29:06

Temat: Re: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: "Piotr Maksymowicz" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "ŁukaszW" <w...@n...pl> napisał w wiadomości
news:dm2t8v$4ns$1@atlantis.news.tpi.pl...
>
>> Czyżby? Po pierwsze - tłumaczenie rozpoznania łacińskiego nikomu na
>> dobre nie wyszło (lekarz przeważnie robi to by UKRYĆ tę informację przed
>> osobą chorą lub postronną).
> No to w takim razie bardzo nieskuteczny sposob, zeby nmie powiedziec
> zaden.
> Przeciez doskonale wie ze lacina nie jest tajemna wiedza, ktora tylko
> lekarze sa w stanie posiasc.
>
>> To, że na tej grupie uzyskałaś jakieś informacje wcale nie znaczy, że
>> informacje te są pewne, sparwdzone, zweryfikowane i zgodne z aktualnym
>> stanem wiedzy. Często przecież dysponujemy źródłami nieaktualnymi.
>
> No wlasnie o to mi chodzi !!! lekarz powinien zdawać sobie sprawe, z tego
> ze jesli nie zaspokoji wiedzy pacjenta to ten zacznie szukac w takich
> miejscach, a z tego nic dobrego nie wyjdzie.
>>
>>> Przeciez na pacjenta wplywa to o wiele gorzej niz podana przez wlasnego
>>> lekarza i odpowiednimi porcjami wiadomosc o chorobie.
>>
>> A będziesz do niego przychodzić wieczorami na herbatkę razem z innymi 100
>> pacjentami, by usłyszeć kolejne zdanie? Pomyśl o lekarzu - albo wszystko
>> od zaraz, albo nic. Oprócz wizyty szpitalnej (jakiejś dłuższej) całkiem
>> nieopłacalny system dla obu stron.
>>
>>
>>> Dziwi mnie to, biorac pod uwage ile czasu poswieca sie na studiach
>>> przekazywaniu informacji i kontaktowi z drugim czlowiekiem.
>>
>> ?? Wiesz co, rok temu byłem na pierwszym roku medycyny, teraz jestem na
>> drugim. Zapowiada się, że oprócz psychologii (która w głównej mierze
>> dotyczyła, jak postępować z pacjentem, jakie pytania mu zadawać, jak mu
>> zapewnić komfort i bezpieczeństwo), nie zaś na samej rozmowie z lekarzem.
>
> No wlasnie: jak zapewnic KOMFORT pacjentowi
>
>> Innymi słowy uczono nas jak postąpić z 20-letnim chłopakiem potrąconym
>> przez samochód, a jak z kimś bardzo agresywnym, nadużywającym alkoholu i
>> 'posuniętym w latach'. Celem było od każdego z nich wyciągnięcie tych
>> samych informacji, a przebiegało to w zupełnie inny sposób. Nie uczono
>> nas ABY wyjaśniać pacjentowi. Nas uczono JAK z nim rozmawiać.
>>
>> Dużo czasu dla ciebie = jeden semestr (około 15 zajęć), każde po 1,5h?
>
>
>
> Tak sie sklada ze ja tez jestem na drugim roku;)
> fakt, czasowo nie jest duzo psychologii, ale do tego dochodza inne
> humanistyczne przedmioty, ktore jakby nie patrzec, ucza tego
> kontaktu(filozofia,socjologia) .
> Poza tym psychologia jest jeszcze, w duzo powazniejszym wydaniu niz teraz,
> na 4 roku.
>
>
> Starsze pielęgniarki zwykły mawiać,
>> że "pacjent się robi zbyt mądry" to znaczy zaczyna wiedzieć, co mu wolno
>> a czego nie wolno i bezczelnie żerować na ofiarności innych osób.
>> Doświadczyłem tego na swoich praktykach. Byli tam ludzie, którzy wołali
>> nas (praktykantów/tki) do takich czynności jak zgaszenie światła, nalanie
>> wody do kubka (to bym mógł zrozumieć, gdyby pacjent miał złamane ręcę,
>> ale NIE miał). Częstym również powodem byłą chęć otworzenia drzwi.
>
> Doskonale rozumiem;), chociaz zastanawialem sie wtedy czy nie potrzebuja
> poprostu kontaktu, zwyklej rozmowy.
>
>>
>> A teraz spójrzmy na ten problem z punktu widzenia informacji dla chorego:
>> Wszyscy lubią mówić, co to oni nie przeżyli (wyjątek kolonoskopia).
>> Dlatego jeżeli tylko usłyszą, że ktoś ma identyczną chorobę, jaką oni
>> przeszli, natychmiast rozpoczynają się 'dobre rady'. Problem w tym, że
>> choroba zależy od pacjenta - inaczej przebiega u osoby młodej, inaczej u
>> kobiety, inaczej u nadciśnieniowca - rozumiesz.
>> I teraz taka osoba, nawet nie badając pacjenta zupełnie 'na ślepo' poleca
>> mu lek na receptę. Oczywiście, naturalnymi drogami znajomych znajomych'
>> udaje się taki lek dostać bez odpowiedniego świstka. I wielka wpadka bo
>> albo lek nie działa (to dobrze), albo jeszcze pogarsza stan (to bardzo
>> źle).
>>
>> Więc zbyt duża wiedza wybiórcza w nieodpowiednich rękach może być
>> niebezpiecznym narzędziem prawda?
>>
>> W tym dyrastycznym, chociaż nie tak znowu wymyślonym przykładzie.
>> pominąłem osoby które
>> a) nigdy nie słuchają znajomych, jeżeli chodzi o ich zdrowie
>> b) osób święcie wierzących medycynie 'ludowej' i co z tym związane
>> odrzucających wszelką pomoc medyczną
>> c) wszystkich w sumie nie pasujących do rysu psychologicznego bohatera
>> opowieści, których jak pewnie nie zauwazyłaś nie ma aż tak wielu.
>>
>>
>>
>>
>>> Wydaje mi sie ze naprawde mozna powiedziec pacjentowi o chorobie nie
>>> straszac go i jednoczesnie zaspokajajac jego wiedze na tyle, zeby nie
>>> musial dowiadywac sie o chorobie "nieautoryzowanych" informacji.bo to
>>> chyba powoduje czesto wyolbrzymienie problemow(jesli juz nie sa b. duze)
>>
>> A ty co o tym sądzisz? większa wiedza jest konieczna? czy wystarczy, że
>> wiesz, o której godzinie musisz łykać tabletki? Dlaczego masz kroplówkę,
>> czemu będą cię ciąć. Koniecznie chcesz się zagłębiać w zakamarki
>> medycyny, by mieć pewność?
>> Choroba nie jest tylko opisem. Choroba żyje. Nie zrozumiesz jej, nawet
>> gdy sam na nią chorujesz. Rozumieli ją wyłącznie badacze i naukowcy. Ty
>> nie masz na to zbyt dużych szans (co nie znaczy, że nie masz wcale). Po
>> prostu powinno ci wystarczyć kilka zdawkowych zdań. Oczywiście nie bronię
>> ci zadawać pytań. Ale swoich pacjentów nigdy nie będę informował ponad
>> to, co muszą wiedzieć, a przy okazji odpowiem na pytania. Tyle , to moje
>> stanowisko.
>
> oczywiscie uwazam ze to, co chcesz mowic to za malo. Pacjent zanim
> podejmie zgode na zabieg czy jakakolwiek terapie musi znac jej skutki
> uboczne, powiklania, utrudnienia z nia zwiazane etc.Pacjent buduje swoj
> obraz choroby , prawda?? pewnie tez tego sie uczyles na psychologii.
> Uwazam, ze lepiej jesli lekarz wezmie udzial w kreowaniu tego obrazu.
> Przede wszystkim zeby ulatwic terapie i przekonac do niej pacjenta. A musi
> zaczac od wytlumaczenia na co pacjent jest chory i to nie po lacinie
> bazgrolonej i to jeszcze w skrótach (to akurat skuteczna metoda ukrywania
> prawdy, praktykowana dosc powszechnie ;).
> Nie zawsze powinien tez nazywac chorobe po imieniu
> (np.rak=nowotwor=nieprawidlowe komorki)bo te same rzeczy mozna nazwac
> inaczej i zbudowac rozne "obrazy". Przeciez zaden pacjent nie wystraszy
> sie "nieprawidlowych komorek", ale jesli na pierwszej wizycie uslyszy RAK
> to bedzie to dla niego wyrok.
> Jednego jestem pewien, psychologia w pracy lekarza jest o wiele wazniejsza
> niz mi sie wydawalo (zreszta nie jestem sam). Medycyna w szczegolnosci
> powinna byc polem w ktorym czlowiek jest PODMIOTEM a nie PRZEDMIOTEM( a
> widze ze tak chcesz traktowac pacjentow)
>
> Pozdraviam, ŁukaszW


IMHO problem, ze takich pacjentów jak Ty albo przedmowca jest tak naprawde
niewielu. Dla przecietnego pacjenta proste zwiazki przyczynowe sa zbyt
trudne do ogarniecia. nawet jak probuje przekazac je lopatologicznie. Nie
mowiac juz o tym aby zrozumial ze dana terapia ma skutecznosc w 50% a inna w
30%. Mozna to porownac do tlumaczeniu dziecku np fizyki. Zajmuje to czesto
mnostwo czasu. a wytlumaczenie procesow dziejacych sie w organizmie jest
bardziej pracochlonne. No i czesto pacjenci mniej lotni niz uczen.
Poza tym nie kazdy ma ten dar aby skomplikowane rzeczy tlumaczyc prostym
jezykiem i zrozumiale.
Co z tego ze czlowiek stara sie wszystko wytlumaczyc jak dla pacjenta i tak
trudne jest zrozumienie ze te trzy leki ma brac po 1 tbl dziennie kazdego.
nawet jak mu sie to napisze.
Podsumowujac, sztuka jest zorientowac sie co i jak mozna przekazac
pacjentowi. a ze jest to sztuka to nie kazdemu sie udaje


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


10. Data: 2005-11-24 16:38:44

Temat: Re: Dlaczego lekarze nie informuja pacjentow???
Od: porshe <a...@p...fm> szukaj wiadomości tego autora

pawel_k wrote:

> Użytkownik "porshe" <a...@p...fm> napisał w wiadomości
> news:dm2nkn$d41$1@atlantis.news.tpi.pl...
>


>
> Tak koniecznie chcę wiedzieć! Jestem inżynierem i lubię wiedzieć dlaczego
> coś dzieje się tak a nie inaczej. I sądzę, że w większości wypadków lekarze
> są w stanie wytłumaczyć co i jak. Ja chcę poprostu wiedzieć co jest ze mną
> nie w porządku, znać możliwości a w razie wątpliwości móc porównać diagnozę
> z opinią innego lekarza.
>
>

Chcesz wiedzieć tak? No to nic strasznego: problem w tym, czy ty
zrozumiesz część procesów - oczywiście niestety prawa fizyki niezbyt się
przekładają na procesy metaboliczne (np. u człowieka). Niemniej chcę się
zapytać czy zrozumiesz takie oto coś (znaczy się jak ty to rozumiesz)

Choroba genetyczna wywołana pojedynczą delecją w chromosomie 14
doprowadza do upośledzenia wydzielania białka enzymatycznego
odpowiedzialnego za proces neutralizacji białek.

Oczywiście to wymyślony przykład, nie ma (jest mi nieznana) choroba
dająca takie objawy. Porblem w tym, czy chcesz właśnie to usłyszeć od
lekarza na pytanie: co mi jest?
Po drugie - wiesz już co ci jest bo ci lekarz powiedział. Wiesz więc
czego nie możesz robić? jak się zachowywać?

Teoretycznie powinienem cię zaprosić do stołu na szklankę wody
mineralnej i wyjaśniać mniej więcej tak:

Bo wie pan, pańskie DNA (to inz już chyba wie co jest) zostało
zmienione. To dna kodowało bardzo ważne białko. To białko było
odpowiedzialne za transport enzymu na zewnątrz komórki. Ten enzym tak
działa, że niszczy cukry. I teraz zamiast niszczyć cukry w przewodzie
pokarmowym, on zaczyna je niszczyć wewnątrz komórek - przez co komórki
umierają. Doprowadza to do niestrawności. Nie przyswaja pan żadnych
cukrów, nie może ich pan zbyt wiele jeść.

Które z wyjaśnień ci bardziej odpowiada? Pewnie drugie prawda? bo lekarz
ci powiedział, co robić a czego nie robić. Przeważnie więc stosuje się
do takich krótkich zdań, jak "proszę nie jeść dużo cukru, pić dużo wody
i zażywać leki według rozpiski". Cóż życie to nie telenowela, a czas to
pieniądz. Jakby było lepiej zorganizowane - znaczy lekarze rodzinni mają
pod swoją opieką określoną liczbę ludzi, to podejrzewam, że mieliby dużo
więcej wolnego czasu między wizytami i by mówili pacjentom co im jest. A
że wiecznie brakuje czasu... może razem jakoś uda się nam to zmienić.



> Panie (przyszły) Doktorze arogancja przez Pana przemawia.

Dzięki za uwagę, chyba rzeczywiście przesadziłem.
> Statystycznie
> naród jest coraz bardziej wyedukowany. My naprawdę coraz więcej rozumiemy.
> Ja chcę wiedzieć jak najwięcej o dolegliwościach swoich i swoich dzieci i
> domagam się wyjaśnień od lekarzy. Problem jest chyba inny. Odnoszę wrażenie,
> że wytworzyły się w naszym kraju zawodowe grupy 'guru' (prawników, lekarzy,
> informatyków i inne) które uważają, że posiadły tajemną wiedzę, która jest
> zbyt trudna dla nas szaraków: wystarczy 'usługa' i po kłopocie.


Tutaj dotykasz istoty sprawy. O ile nie wypowiem się o informatykach i
innych, to sam mi musisz przyznać rację, że do medycyny się człowiek
nadaje albo nie. Trzeba naprawdę się poświęcić najpierw dla studiów,
potem dla pracy. I nie wnoszę, że nasza wiedza jest 'tajemna', czy zbyt
trudna. Jest trudna, ale bez przesady. Głównym powodem trudności w
nauczeniu się materiału jest jego ilość. Zawsze jestem zadowolony, gdy
materiał da się zrozumieć a nie są to kolejne wzory z chemii, kolejne
nazwy chorów, kolejne nazwy leków, które po prostu trzeba znać. Da się
odrobinę wszystko ze wszystkim powiązać. To prawda, ale najpierw trzeba
zbudować sobie bazę, niestety czysto pamięciową. Dlatego też nie każdy
daje radę i nie każdy zostaje dobrym lekarzem (tylko bez konowałów proszę!)

> Nie
> buntowałbym się gdyby 'usługa' była wykonana zawsze na najwyższym poziomie
> ale zwykle bywa tak, że albo jestem niedoleczony do końca,

Chm, jeżeli nie czujesz się doleczony do końca powinieneś iść na wizytę
kontrolną. A nie do pracy, czy dzieci do szkoły.

> albo prawnik coś
> źle doradził bo nie doczytał, albo komputer się znowu zawiesił. I tutaj
> chciałbym chociaż spróbować poznać przyczynę niepowodzenia.

Znaczy co konkretnie? Wiesz dlaczego komputer się znowu zawiesił/? albo
kiedy powstała ta niedoczytana ustawa? Nie za bardzo to tutaj rozumiem,
sprecyzuj.

> Jeśli otrzymam
> jedynie informację w slangu danego zawodu to zaczynam mieć wątpliwości czy
> 'usługodawca' chce mnie zbyć bo ja głupi i tak nie zrozumiem, czy to on nie
> jest pewien diagnozy/opinii/wykonanej pracy.

Lekarz w znacznej mierze opiera się na własnym doświadczeniu i intuicji.
Oczywiście wiedza też ma baaaaardzo ogrnomne znacznie. Jednak niewiele
jest takich przypadków, że lekarz jest całkowicie pewny diagnozy.
Podjęte leczenie zazwyczaj ją potwierdza, albo jej zaprzecza (nie
wyleczysz anginy lekami na przeziębienie). Informacja w slangu danego
zawodu czyli po łacinie tak? No to możesz być spokojny - większość z nas
jakoś płynnie po łacinie na codzień nie mawia. Natomiast słownictwo
medyczne? wyjaśnienia można sprawdzić w dowolnym słowniku wyrazów
medycznych, bo jakbyśmy chcieli zawsze bez skrótów to byśmy więcej czasu
gadali niż pracowali. Lepiej powiedzieć 'leukocyt' niż 'białe ciałko
krwi'. Lepiej powiedzieć AIDS niż 'zespół nabytej
nieodporności..blablabla" To zbyt długo trwa. Poza tym nie po to ludzie
nazwali pewne rzeczy tak a nie inaczej, żeby teraz zazcynać od 'Adama i
Ewy". Oczywiście nie rozumiesz - pytasz, to oczywiste. Nie wiesz co to
'torbielowatość' to się zapytaj lub sprawdź w książce itd.


> I jeszcze przypadek z życia:
> córka ma wadę serca, ze skierowaniem na echo z NFZ trzeba było czekać 3
> miesiące więc poszliśmy prywatnie do poleconej nam Pani Doktor. Po wizycie
> żona była zachwycona: Pani Doktor badała dziecko przez 5 minut a potem przez
> 10 tłumaczyła na czym wada polega itp.
> Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że kuzynki dziecko też ma problemy z
> sercem. Okazało się, że ona również była o tej samej Pani Doktor tylko na
> NFZ. Tutaj badanie trwało może minutę, po czym Pani Doktor znad krzyżówki
> przedyktowała opis pielęgniarce. Żadnych wyjaśnień nie było. Pani Doktor
> zawalona robotą nie była, bo przyjmowała tylko kilka dzieci dziennie z racji
> narzuconych limitów. Pani miała gorszy dzień czy może jest inna przyczyna
> tak różnego podejścia do pacjenta?

Tak, nazywa się pieniądze. Chcesz sobie przez 50 lat ciężkiej pracy
zawsze strzępić języka na każdego pacjenta za 1000 zł? NAwet nauczyciele
mają lepiej bo mówią do większej liczby osób jednocześnie. A ty każdemu
po kolei....

> Z drugiej strony kiedyś ortopeda 'państwowy' rozrysował mi bark, żeby
> dokładnie wytłumaczyć w czym problem więc są też tacy którym się chce i
> uważają że tak trzeba. I im dziękuję!

Oczywiście nie mam tutaj żadnych obiekcji. Problem w tym, że na jednego
pacjenta przeważnie by przypadało po 4 godziny. Nie mówię że tak się
niekiedy nie da. Owszem, jak była u nas pacjentka ze złamaniem ręki i w
rozpoznaniu miała złamanie kości łódkowatej z przemieszczeniem, to też
jej wyjasniłem (bo zapytała) gdzie tak kość tak w zasadzie jest. I
dlaczego musi mieć 'takie wszystkie zabawne frędzelki'. Nie mówię, że
się nie da. Po prostu często brakuje czasu. Wiesz lekarz to też
człowiek, chętnie wyskoczyłby wieczorem na jakąś imprezę, wypił piwo z
kolegami po południu. Czy wymagasz, abyśmy się zobowiązywali do braku
życia prywatnego tylko tym, że chcesz wiedzieć? W niektórych sytuacjach
albo się lekarzowi po prostu nie chce (jak tej pani doktor co widać, że
wie), albo też szkoda im nerwów. Czasem trudno prosto wyjaśnić istotę
choroby, często też barierą jest język. U ludzi z wyższym wykształceniem
nie ma aż takiego problemu, ale spróbuj to przekazać komuś
niewyedukowanemu, to bardzo żmudne zajęcie i często nie przynosi
rezultatów, chociaż lepiej się tego powiedzieć po prostu nie da.

> Do pozostałych apel:
> -jak najwięcej tłumaczcie i wyjaśniajcie nam, niedouczonym pacjentom. W
> gabinecie powinniśmy czuć się partnerami a nie obiektami niezrozumiałych
> praktyk. Nawet jak ułamek Waszych informacji zrozumiemy to będziemy lepiej
> 'współpracować'.

Się postaram w miarę wolnego czasu, chęci itd.....

> I na koniec: ja sam, jak i większość moich znajomych doczytuję o
> dolegliwościach swoich i rodziny w różnego typu poradnikach medycznych czy
> encyklopediach zdrowia pisanych przez lekarzy. Internetu używam raczej do
> uzyskiwania subiektywnych opinii a nie ważnych informacji.

Słusznie :D

>
> pozdrawiam

ja również

> P.

porshe

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 ... 9


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Antybiotyki na wirusy
kolnierz usztywniajacy
"Prochy" na silowni?
Coldrex/Gripex/Tabcin - który najlepszy na przeziębienie?
Rozpoznanie Babci proszę o przetłumaczenie

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Demokracja antyludowa?
Semaglutyd
Czym w uk zastąpić Enterol ?
Robot da Vinci
Re: Serce - które z badań zrobić ?

zobacz wszyskie »