Data: 2012-06-15 11:31:04
Temat: Re: Jak się nazywa...
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Fri, 15 Jun 2012 13:25:13 +0200, medea napisał(a):
> W dniu 2012-06-15 13:19, Ikselka pisze:
>> Dnia Fri, 15 Jun 2012 13:17:57 +0200, Ikselka napisał(a):
>>
>>> Dnia Fri, 15 Jun 2012 13:16:38 +0200, medea napisał(a):
>>>
>>>> W dniu 2012-06-15 13:12, Ikselka pisze:
>>>>> Głównie pektyny. I kwas cytrynowy. Używam żelfiksu Oetkera (nie innych tego
>>>>> typu produktów innych firm, bo są strasznie kwaśne, a żelfix nie) od lat.
>>>>> Do niskosłodzonych dżemów. No i teraz właśnie zrobię tę frużelinę.
>>>>>
>>>>>
>>>> Może i ja sobie zrobię. Z truskawek. Są takie piękne teraz, że mam je
>>>> ochotę zatrzymać jak najdłużej.
>>> Warto. Do frużeliny warto je pokroić nieco, np na ćwiartki, żeby dobrze do
>>> środka przeszły pektyną i cukrem i się toto nie psuło.
>> ...no i po truskawkach maliny, porzeczki, morele... Jak pisałam.
>> Malinowa frużelina np na/pod sernik albo tiramisu, albo czekoladowe
>> brownie... :-)
>
> Na maliny jeszcze trochę za wcześnie. Pierwsze już są, ale za drogie,
> żeby kupować na przetwory.
Pisałam "perspektywicznie" czyli całoletnio i jesiennie :-)
> W przyszłym tygodniu zabiorę się za truskawki, będę miała trochę więcej
> czasu.
>
> Parę lat temu kupiłam takie piękne krajowe morele, że udało mi się z
> nich zrobić taką właśnie frużelinę bez żadnego dodatku poza cukrem.
> Bardzo krótko je gotowałam (bez dodatku wody oczywiście), nawet nie
> zdążyły ściemnieć i zachowały ładny żółty kolor. Nigdy później nie udało
> mi się tego powtórzyć. Albo to kwestia owoców, albo długości gotowania.
>
Chyba owoców. Tzn nie były wodniste.
--
XL
|