Data: 2014-11-04 23:21:01
Temat: Re: Karmel
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Ewa napisała:
>> Nie głoszę tutaj filozofii kupowania jednorazowej tandety. Moje
>> doświadczenie pokazuje, że całe mnóstwo trwałych rzeczy, których
>> nabycie kiedyś było wyzwaniem, dzisiaj mamy dostępne praktycznie
>> bez żadnego wysiłku. Patelnie ceramiczne, komputery, czy wiele
>> innych produktów zaawansowanej techniki do nich należy.
>
> A to prawda. Jednak wśród wielości produktów i producentów coraz
> częściej możemy się naciąć na coś zupełnie beznadziejnego.
Kiedyś człek szedł na rynek, brał w palce wystawione sukno, i wiedział,
czy dobre w gatunku. Podobnie potrafił ocenić zacność szabli po tym,
jak się ugina. Konia po zębach, buty po wyglądzie skóry, a inne nabytki,
to sam nie wiem po czym. Dzisiaj ludziska tak niekumate, że jak nie
zobaczą nalepki z właściwym napisem, to nie wiedzą, czy to dobre, czy
złe, czy wypada kupić, czy nie. Ja już nie mam biegłości w ocenie sukna.
Konia też bym wybrać nie umiał. Ale z oceną tych rzeczy, co je wsześniej
wymieniłem, to ja problemów nie mam.
>> Wyobraźmy sobie, że mam kaprys pojechać na drugi koniec Europy i po
>> drodze zajrzeć w różne kąty. A nie mam nic, tylko pieniądze. Kupię
>> tani samochód i benzynę do niego. Okaże się przy tym, że za paliwo
>> dam więcej, niż za jeździdło.
>
> W przypadku samochodu, zwłaszcza takiego, który ma posłużyć na długą
> wyprawę, raczej nie zaryzykujemy takiej relacji cenowej. Chyba że
> chcemy się narazić na niebezpieczeństwo, a w najlepszym wypadku na
> ewentualność straty mnóstwa czasu na kłopoty drogowe.
Moje doświadczenia z samochodami takie, że największe zepsucie szerzy
się wśród tych na gwarancji. A tak to jest paskudnie pomyślane, że
trzeba jechać (lub co gorsza wieźć grata) do jakiejś autoryzowanej
stacji. Natomiast kilkuletnim samochodem, przejrzanym wcześniej przez
Dobrego Mechanika, to ja bym się nie bał i na koniec świata. Jak się
nawet co stanie, to nie stracę czasu, bo zrobi mi to przygodny magik.
Albo sam dakt-tejpem zespolę to co się rusza, choć nie powinno. A WD40
popsiukam to, co stoi, a powinno się gibać lub kręcić.
> na pewno nie zaciągnęłabym kredytu na zakup garów firmowanych
> swojsko brzmiącym nazwiskiem (choć pisanym z obca), jak uczynili
> niektórzy moi znajomi. Nie zależy mi na tym, żeby moje gary były
> przekazywane z pokolenia na pokolenie. Powiem więcej - nawet z
> przyjemnością sama raz na kilka lat garnki i inne skorupy pozmieniam.
> Z drugiej jednak strony uważam, że jeśli się czegoś często używa, wręcz
> codziennie, a nawet kilka razy dziennie, to nie trzeba aż tak na tym
> oszczędzać, bo jednorazowy koszt użycia spada do niewielkich sum.
Można co dzień garować całe lata, wydawszy wcześniej niewielkie pieniądze,
nie sprzedając duszy diabłu, nie biorąc kredytu. I bez warunku, że coś
trzeba "aż tak".
>> Ja, jakbym miał za coś przepłacać, to prędzej za "obraz olejny
>> ręcznie malowany" -- coś co nie ma mierzalnej wartości użytkowej.
>
> Jeszcze zależy, jaki to obraz. Bo jak taki, na który nie chciałoby
> mi się codziennie gapić, to nie. Jestem praktyczna.
Ta makatka, to dobry wybór. A tylko cztery dychy.
>> Ech, gdzież do tego dzisiejszym dylematom, czy kupić w Biedronce
>> ceramiczną patelnię!
>
> Każdy dylemat jest dobry do ucięcia sobie pogawędki. A już chyba
> kiedyś dzieliłam się pewną dedykacją dla mnie, w której było m.in.
> "śmiertelnie zamyślonej - jaki kupić dziś keczup?"
Na mnie może Pani zawsze liczyć!
Jarek
--
Ty Heinz też nic nie rozumiesz
na paczkę się patrzysz
w końcu mówisz: -- "bardzo tanie,
tylko zwei und zwanzig"
|