Data: 2006-01-20 22:30:05
Temat: Re: O znęcaniu się nad dziećmi.... [Było: Re: Dorośli(imprezki) i dzieci...]
Od: "Nixe" <n...@f...peel>
Pokaż wszystkie nagłówki
W wiadomości <news:dqrnbq$jnn$1@inews.gazeta.pl>
miranka <a...@m...pl> pisze:
> Nie, ale wymaga racjonalnego uzasadnienia. Dla mnie wypraszanie
> dziecka z pokoju nie jest racjonalne.
A dla mnie w określonych sytuacjach jest.
> Ja bym pogadała z dzieckiem
> przed przyjściem koleżanki, mówiąc jak do dorosłego "Słuchaj, ja
> muszę z nią pogadać na osobności. Posiedzisz przez ten czas u
> siebie?" Jeśli dziecko będzie się upierać, że nie, to znaczy, że
> jeszcze nie jest w stanie zrozumieć sytuacji i wyproszenie za drzwi
> odbierze jako karę.
Dlaczego uważasz, że odbierze to jak karę? Za co?
I naprawdę nie rozumiem, dlaczego i z jakiego powodu mam w takiej akurat
sytuacji stawiać kaprys dziecka na ważniejszej pozycji, niż potrzebę
porozmawiania na osobności z koleżanką.
> Tylko widzisz, ja swoje dziecko traktuję poważnie
> odkąd w ogóle dało się z nim słownie porozumieć.
Aniu, traktowanie dziecka poważnie nijak nie oznacza poddawania się jego
kaprysom.
Jakim cudem dziecko ma nauczyć się rozumienia powyższej sytuacji, jeśli nie
dasz mu na to szansy, bo za każdym razem będziesz mu ulegać tłumacząc sobie,
że widocznie jeszcze nie rozumie.
> Jeśli do męża przychodził ktoś w służbowych
> sprawach i potrzebowali chwilę spokojnie porozmawiać, to Adam słyszał
> ode mnie: "nie przeszkadzajmy teraz tacie, zaniesiemy im herbatę i
> wychodzimy z pokoju".
A teraz wyobraź sobie tupnięcie nogą i wrzask "a ja chcę siedzieć z tatą i
już".
Czy w tej sytuacji tata powinien przeprosić znajomego za zaistniałą sytuację
i przenieść spotkanie na inny termin albo umówić się w knajpie? Bo dziecko
tupie nóżką?
> Czyli znów norma, do której dziecko jest
> przyzwyczajone od małego, a jednak słowa: "wyjdź, bo tu dorośli
> rozmawiają" nie padają.
Nie sądzę, by w tej dyskusji forma tej wypowiedzi miała aż tak duże
znaczenie. Ja w każdym razie nie na niej się skupiałam. Chodziło głównie o
to, że sama sugestia, że obecność dziecka nie jest w danej sytuacji
pożądana, potraktowana została jako akt znęcania się nad nim.
> W gruncie rzeczy sprowadza się to do tego samego, ale forma przekazu
> jest nieco inna. Nie sądzisz?
Ależ oczywiście, że tak, niemniej jednak niezupełnie o to chodziło, co wyżej
starałam się opisać.
--
PozdrawiaM
|