Data: 2007-12-12 13:21:21
Temat: Re: Prezent - pewnie setny raz, ale co mi tam...
Od: "Harun al Rashid" <a...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Jagna W."
> Czyli na taksówki wydajesz miesięcznie niecałe 1000 zł? To raczej niewiele
> się poruszasz.
Nie mów, właśnie zerknęłam na cenniki naklejony na taksówkach: 2 i 2,5
zł/km. To daje jakieś 400-500 km. Licząc inaczej - moje standardowe
przejazdy mieszczą się w granicach 10-20 zł, średnio zatem wychodzi około 30
tam i nazad. Lekko licząc 30 wypadów gdziesik miesięcznie. Daje jeden wypad
dziennie, oczywiście faktycznie jeżdżę mniej ale z raz w tygodniu wypad na
odległość 20 - 30 km , to dobijam trochę.
Chyba wcale nieźle.
>>> Mój ojciec kupił nowe, porządne auto średniej klasy na 5-letni kredyt i
>>> płaci raty w wysokości ok. 1000 zł miesięcznie. I ma swój samochód na
>>> każde zawołanie.
>
>> A ile płaci miesięcznie za paliwo, serwis, ubezpieczenie, parkingi i
>> myjnię?
>
> No dobrze, ale to są ryczałtowe koszty posiadania auta na każde zawołanie,
> o
> każdej porze dnia i nocy, bez dodatkowych opłat.
ROTFL
Ryczałtowe to niby jakie, nieistniejące?? To są całościowe koszty jazdy
własnym samochodem, nie tylko paliwo.
Ja TEŻ mam auto na każde zawołanie, o każdej porze dnia i nocy.
>
>> Ja TEŻ mam samochód na każde zawołanie, choć nie swój, co uważam za
>> zaletę.
>
> W Sylwestra o 5:00 nad ranem, gdy nagle musisz pojechać do szpitala
> również?
> Nie uwierzę :)
To uwierz. Szpital nie jest przymusowy mam nadzieję? ;)
Bo wracałam z Sylwka nad ranem. Taksówkami.
> Z kolei za dowóz w mało uczęszczane, oddalone miejsce często płaci się
> także
> za trasę powrotną.
> Inaczej żadna korporacja się nie skusi, by zawieźć klienta wg normalnej
> taryfy.
>
Różnie.
Z przyczyn nieco innych, niż oddalone i nieuczęszczane miejsca, 'mam'
stałego taksiarza. Takie sporadyczne dalekie wyjazdy, np. na Kaszuby na
święto truskawki idą bez taksometru, tylko na ugadaną kwotę.
>
> Ale nie przeskoczysz bieżących kosztów paliwa, oleju i amortyzacji części,
> bo to się zużywa proporcjonalnie do pokonanych kilometrów. Rozkładają się
> jedynie koszty ubezpieczenia czy okresowych serwisów. A i tak to, co się
> rozłoży, zostaje skompensowane (a wręcz przekroczone) zabójczą marżą, bo
> inaczej korporacje taksówkarskie działałyby charytatywnie. No nie ma bata,
> by poruszanie się taksówką było tańsze niż własne auto :)
A jednak. Koszty bieżące to ciekawa kwestia. Ja płacę za drogę od-do plus
marża. Właściciel samochodu płaci za od-do, plus od-do parkingu, plus x zł/h
za parking.
Zabójczych marż nie ma od czasu, gdy koncesję na taksi dostaje każdy, kto
chce. Cena za kilometr nie zmieniła się od kilku lat...
> Jedynie w
> sporadycznych przypadkach - małe miasteczko, wszystko w promieniu 5 km,
> praca i hobby w domu, zero dzieci, raz na dwa tygodnie wypad 10 km dalej
> do
> lekarza, kina, czegokolwiek. Wtedy to się zgadzam, że nie warto mieć auta.
>
Zatocz sobie 5 km krąg od centrum dowolnego dużego miasta. Byłabym MOCNO
zdziwiona, gdyby nie znalazło się w nim wszystko, czego potrzebujesz:
lekarz, szpitale, kina teatry, centra handlowe, kupa szkół, przedszkola,
parki.... To nie jest sporadyczny przypadek, tylko norma w mieście.
>
> Ok, ale właśnie wtedy, gdy się zbierasz do wyjścia, dzwoni pani Halinka z
> Hallo-Super-Hiper-Odjazd-Taxi-Max i przeprasza za opóźnienie pana Edzia
> ;-)
> No i zgrzyt.
>
Wiesz co, to ja z nas dwóch jeżdże częściej taksówką. :))
Od przynajmniej roku nie miałam podobnego zdarzenia.
>> Po czym pan kierowca wysadza mnie elegancko przed wejściem do
>> sklepu/fryzjera/lekarza.
>
> I inkasuje kwotę, która przyprawia mnie zazwyczaj o palpitację serca ;-)
> A potem to samo za powrót. A nie daj Boże za "postojowe".
>
Jakie postojowe?? Nie ta epoka, przeciętny dojazd taksówki to 5-7 minut,
albo facet stoi, bo mu się opłaca poczekać na klienta pół godziny, albo
niech sobie jedzie, zadzwonię po drugą. :P
Jeżeli 15 zł. tak Cię stresuje, to co przeżywasz na stacji benzynowej, gdzie
bulisz ile, kilkaset?
>> Policz kiedyś czas, jaki pochłania auto miesięcznie.
>
> Na mycie zero. Zostawiam auto na myjni, wracam z mężem drugim samochodem
> do
> domu/pracy. Odbieram po wskazanym czasie czyste i pachnące. To samo z
> wymianą opon.
Teraz pojechałaś po bandzie. :)
Żeby umyć jeden samochód dwie osoby tracą czas i paliwo dwóch aut, bo
pracujecie chyba w innych miejscach. Policz sobie: jedziecie do myjni
(czas), mąż odwozi Cię do pracy (jego czas), odbiera (jego czas), wracacie
(czas). Nie, na mycie ZERO czasu tracisz. ROTFL
>
> Na stację zawsze się jedzie "po drodze".
Bo co to te kilkadziesiąt/kilkaset metrów dodatkowo, prawda? Ale one
istnieją, razem z czasem poświęconym na samo tankowanie, opłacenie, jeszcze
przetrzemy szybkę...
Jest zasadniczo jeden powód, dla którego rozważam ponownie zakup auta. Dwoje
dzieci w dużych fotelikach. Jeden fotelik dawało się dość łatwo opanować
przy znajomym taksiarzu, jeden plus fotelik kołyska też się daje, bo młodego
i tak transportuje się dalej w kołysce. Dwa duże foteliki to już poważny
problem logistyczny i być może, że koniec bezstresowego bezsamochodowego
życia zbliża się szybkimi krokami.
EwaSzy
|