Data: 2002-01-17 08:14:32
Temat: Re: katastrofa faworkowa
Od: "Miranka" <a...@s...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"kamila slawinska" <k...@s...killer.acedsl.com> wrote in message
news:moic4u0ucnifjm1b4dvtrdfdqm81i6hn6j@4ax.com...
> no po prostu rozpacz. [ciachu]
Też bym się załamała.:(((
Ale nie poddawaj się. Podam ci stary, sprawdzony przepis, według którego ja
robię faworki. Zawsze robią furorę i znikąją w nieprawdopodobnym tempie. Są
bardzo kruche, właśnie z tymi cudownymi bąbelkami. Nie wiem, czy długo
zachowują świeżość, bo nasze smażone wieczorem na ogół nie doczekują
następnego południa. Spróbuj jeszcze raz.
35 dkg mąki (2 szkl)
3 dkg masła prawdziwego (1 łyżka) (masło miękkie)
3 żółtka
1 całe jajo
10 dkg śmietany (7 łyżek)
1 łyżka octu
Wyrabiam ciasto ręcznie, bez bicia, i wkładam do lodówki. Do rozwałkowania
odcinam po kawałku, reszta cały czas siedzi w lodówce. Rozwałkowuję (trzeba
podsypać odrobinę mąki) tak cienko jak tylko się da, dosłownie na milimetr
grubości. Dziecko siedzi i przewija, a mąż smaży:))) Dość dawno doszliśmy do
tego, że jeśli chcemy mieć naprawdę dobre faworki, to trzeba je zrobić
metodą tradycyjną - nic na skróty - a to wymaga jednak udziału więcej niż
jednej osoby. Chodzi o to, żeby przygotowane do smażenia faworki nie
obsychały, a jednocześnie, żeby patelnia nie "czekała" na nową dostawę:).
Smażymy w dużej głębokiej patelni o grubym dnie, na smalcu, po kilka sztuk.
Smalcu jest zawsze na patelni tak mniej więcej pół centymetra - faworki w
nim nie pływają. Jak silny ma być gaz, to już musisz sama wyczuć. My zwykle
rozgrzewamy tłuszcz na max, potem przykręcamy prawie do minimum i dalej
smażenie odbywa się już mniej więcej w stałej temperaturze - nie za szybko i
nie za wolno - łatwo mówić, prawda? - ale to wyłacznie kwestia wprawy.
Najwyżej pierwszy faworek ci się przypali, potem już będzie dobrze. Co jakiś
czas trzeba zlać zużyty tłuszcz (jak zobaczysz, że pływa w nim za dużo
przypalonej mąki). Ja się nauczyłam to robić tak, żeby nie studzić patelni -
zlewam tłuszcz do innego garnka (nie do zlewu, bo się poparzysz!!!), szybko
przecieram patelnię sporym kłębem papierowych ręczników, stawiam z powrotem
na gazie i wrzucam świeży smalec. Jak się rozgrzeje to smażymy dalej. Gotowe
faworki przekładam na tacę wyłożoną papierem, żeby odsączyć nadmiar
tłuszczu. Jak trochę ostygną - na półmisek, posypać cukrem pudrem i jeść.
Z tej ilości ciasta wychodzą dwa duże kopiaste półmiski. Smalcu trzeba
przygotować ze 4 kostki. (lepiej, żeby ci został niż żeby miało zabraknąć,
bo na oleju to nie to). Cała operacja zajmuje niestety ponad 2 godziny.
Jeszcze jedno, mąż do przekładania faworków na patelni używa drewnianego
patyczka, takiego jak do szaszłyków - trzeba z nimi delikatnie, bo naprawdę
są bardzo kruche.
Spróbuj, może tym razem ci się udadzą.
Anka
|