Data: 2006-01-13 10:18:00
Temat: Re: nauka rysowania
Od: "Sowa" <m...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Agnieszka Krysiak" <k...@g...pl> napisał w wiadomości
news:d8kds1dit010h4spula0pf05vinnd34rsr@4ax.com...
> No na pewno nie szkiełkiem i okiem. Ale czasami po prostu jest się
> wyczulonym na pewne "objawy", zwłaszcza jeśli się samemu posiada
> zdolności w pewnym kierunki.
Najwyraźniej koszmarnie zaniedbuję swe dziatki, olewając ich talenta, a
posądzając je o co najwyżej predyspozycje i udostepniając im jedynie
mozliwośc robienia co lubią. :-)
> IMO nie było mowy o nakazywaniu, tylko o pokazywaniu. Dla mnie różnica
> zasadnicza.
To pewnie taka różnica dla Ciebie, jak dla mnie oczywistość, że jak dziecku
coś rodzic pokazuje, to jest jak święte.
Jak pokażesz, to ono juz samo nie popatrzy, tylko będzie robić jak
powiedziałaś.
Znaczy się - póki małe. :-)
A właśnie w rysowaniu bardzo ważna jest umiejętność spostrzegania rzeczy,
jakimi _wydają się_ tu i teraz a nie jakie mają być z zasady.
> W jaki sposób zachęcając i wspólnie pomagając dziecku rysować/malować
> wpycha się je na jakiekolwiek tory?
Zobacz pierwszy post. Pytanie jest o uczenie zgodne z instrukcjami jak co
rysować.
Bo w odpowiedzi wyraźnie piszę , żeby zachęcać, umożliwiać, chwalić.
Nie ma zasad rysowania czegoś. Po prostu ich nie ma.
Są zasady kompozycji, perspektywy, anatomii - ale żadna z nich IMO nie
nadaje się dla kilkuletniego dziecka, i żadna nie jest niepodważalną
oczywistością.
Albo inaczej: w jaki sposób miałoby
> to ograniczyć jego rozwój w innych dziedzinach?
Normalnie, jak gra na skrzypcach od małego, ogranicza ew rozwój kariery
siatkarza. :-)
Poprzez zaabsorbowanie, brak czasu i dbałość o wykluczanie działalności
mogącej przyczyniać sie do urazów palców i dłoni.
Pewnie ekstrema - ale naprawdę się zdarza.
> Nadmienię tylko, że to ty cały czas powtarzasz o tym formalnym
> kształceniu w odniesieniu trzyipółlatka. :)
Bo formalnie brzmi prośba o zasady do nauki rysowania w odniesieniu do
takiego dzieciaka.
W dodatku , po prostu wiem że nie tędy droga i że nie ma takich pewników
wartych uwagi, a sa jedynie szmatławce typu "jak nauczyć się w weekend,
malować pocztówkę z wakacji" :>
> Ja mówię, że samo danie do rąk kredek, farbek czy innej plasteliny
> czasami nie wystarcza, a wskazanie pewnego kierunku może być po prostu
> lepszym wyjściem, niż bierne podziwianie setnej kartki kreatywnie
> zamalowanej zielonymi spiralami.
A co komu to właściwie przeszkadza? Skoro lubi sobie pozapełniać kartkę
zielonymi spiralami i go to cieszy, to znaczy że trzeba go uczyć rysować
lepiej?
A może lepiej zastanowić się, czemu on nie rysuje czego innego? Co on chce
przekazać i dlaczego właśnie tak widzi świat i nie robi postępów?
> Nie, wydaje mi się, że nie napisałam, że zaniedbano jej talent. Raczej,
> że został zmarnowany. To nie to samo, ale nie będę wchodziła w
> szczegóły.
Przepraszam, źle zrozumiałam.
> Czym innym jest posłanie dziecka do niemieckiej Frau guwernantki ze
> szpicrutą, czym innym rysowanie rodzica razem z dzieckiem i pozwalanie,
> by malec naśladował rysunki.
Ale po co ma naśladować? Czy celem jest żeby rysował jak mama, czy żeby
chciał sobie rysować bo mu to sprawia przyjemność i przy okazji ćwiczył
zmysły a nie tylko umiejętność kopiowania?
>>Analogicznie -sama pewnie spotykasz ludzi, którzy byli uczeni języków od
>>małego i skutek jest taki, że więcej musisz się napracować nad
>>wyplenieniem
>>fatalnych nawyków i akcentu niż nad samą nauką języka.
>
> Prawdę mówiac, nie. :)
No to fajnie. Ja i spotkałam i doświadczyłam męki przedzierania się przez
złe nawyki w rysowaniu, zaszczepione kiedyś tam.
I po prostu wiem, jak bardzo trudno sobie z tym poradzić.
--
Edyta Czyż
>>Sowa<<
// varium et mutabile semper femina // Wergiliusz
|