Data: 2015-02-22 19:35:37
Temat: Re: Bigos dla Iwanosa
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Qrczak pisze:
>> Tak właśnie w praktyce wygląda kulinarny patriotyzm i zamiłowanie do
>> kuchni polskiej. Kanonicznym jest w niej kotlet w panierce. Co on ma
>> w środku -- to już nieistotne, bo i tak nie widać. Może być świnia,
>> może być kura. Bezpieczna potrwa, ludzie wezmą, bo znają. Najwyżej
>> będą narzekać, że coś on nie taki -- co też przecież należy do polskiego
>> kanonu. A gdyby tak ich zapytać o najbardziej utęsknione, najbardziej
>> polskie danie kuchni polskiej, może paść odpowiedź "krupnik, taki jak
>> babcia Hala robi", "gołąbki, takie jak ja robię", albo coś podobnego.
>
> Mnie to w ogóle zdziwia, że schaboszczak jest tym najbardziej
> reprezentatywnym polskim daniem.
Nawet ne wiem, czy jest, ale gdyby był, to uzasadnień można dobrać wiele.
Jest z mięsa, a w czasach słusznie minionych mięso było rzeczą najbardziej
pożądaną, a już schab, to zwłaszcza. Za Gierka artyści malowali plakaty
z hasłem "jedzcie sery" (miałem ich całą kolekcję w formie kieszonkowych
kalendarzyków na rok siedemdziesiątyktóryś). Sery były tanie, kilkakrotnie
tańsze od mięsa i wędlin. Ludzie zaś pragnęli schabu, jak jarmużu bedłki,
a tego wciąż było mało. Tym, którym udało się trafić na zachód, zdarzało
się, że przez czas jakiś karmili się żółtym serem. To ze skromności swej
wielkiej, bowiem nie śmieli nawet spojrzeć w kierunku półek z szynką czy
innym kotletem z wieprza, w przekonaniu, że nie staś ich na to. Informacja,
że ser jest dwa razy droższy, była dla nich szokiem. Dzisiaj i u nas schab
można kupić taniej niż "produkt seropodobny typu hollandais", ale wciąż
trwa przeświadczenie, że fajnie by było, gdyby nas reprezentował kawał
wieprza w tartej bułce.
Kolejna rzecz, to samo pojęcie "kuchni polskiej". Ono się wzmocniło
w czasach wymienionych wcześniej. Bo w jeszcze wcześniejszych, to ta
kuchnia praktykowana przez tzw. żywioł polski inkrustowana była licznymi
kuchniami mniejszości narodowych. Ich było przecież niemal połowa. A to
jakieś lokalne potrawy ruskie, a to znowu dania żydowskie. Zwłaszcza
jeśli chodzi o ten ostatni przypadek, to kawał świni jest znakomidy do
zdystansowania się od.
>> Vyprážaný syr, to kuchnia słowacka. On tam był od zawsze. Nic mi nie
>> wiadomo, by beznadziejność należała do kanonu, ale to co mi tam dawano,
>> zawsze było panierowanym plastrem żółciocha. Aż postanowiłem sprawdzić,
>> czy mnie ktoś tyle razy nie oszukał:
>>
>> http://en.wikipedia.org/wiki/Vypr%C3%A1%C5%BEan%C3%B
D_syr
>>
>> A więc jednak nie. Tam naród zachowawczy, do swych tradycji przywiązany.
>> Skąd pomysł z camembertem? Nie mam tak silnej lornetki, by zobaczyć,
>> czy ktoś gdzieś tak nie robi. Pani ma bliżej, więc poproszę o pomoc
>> w poznaniu. Któryś z naszych na to wpadł? Słowacy się przemogli? Może
>> Czesi zrobili aksamitną rewolucję przy wyprażaniu sera?
>
> Czechów bym nie podejrzewała. U onych smażony ser jadałam taki, jak na
> załączonym obrazku.
Ale to jednak oni byli, z tym pleśniowym pomysłem.
> Myślę, że dla sprawy kluczowe może być to: "usually Edam or Emmental".
> Jak znam przedsiębiorczość polskich "restauratorów", elementem
> opanierowanym może być zaś takie cuś:
> http://sceptyczny.pl/zakupy-w-lidlu-produkt-ser-sero
podobny-typ-hollandais/
Restauratorzy zaś wiedzą, co ich klient myśli. Wprażany syr to niech
sobie Słowacy jedzom. To nie dla jaśniepaństwa. Jaśniepaństwo zje tylko
wtedy, gdy będzie odpowiednio tani (jaśniepaństwu sakiewka wypadła
z kieszeni gdy leżało na otomanie, więc chwilowo na nic droższego ono
nie może sobie pozwolić).
Jarek
--
Ślimak! Wystaw rogi, dam ci sera... z nogi...
Sera wojskowego, na pierogi dobrego
Jak każdego innego.
|