Data: 2009-03-02 21:36:54
Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: "R" <...@...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Ikselka" napisała w wiadomości
news:wp58yqmdrp7l.1kt3d9fh31pdf.dlg@40tude.net...
>> Też nie wiem. My chyba faktycznie myślimy w innych kategoriach niż ogół.
>> Nawet nie wiem czy czuję się zaskoczona. Zawsze czułam się jakaś inna.
>> Nigdy np. nie przyszłoby mi do głowy pomstowanie na policjata za to, że
>> wlepił mi mandat za faktyczne przekroczenie prędkości ;).
>
> Ba! - ja nawet nie przekraczam ;-PPP
Mnie bardzo rzadko ale zdarza się nie przestrzegać przepisów. Tyle, że
właśnie robię to świadomie i nie byłabym zdziwiona jakby mnie na tym
przyłapano i ukarano.
(...)
> I jeszcze - zadaję sobie i innym wielokrotnie pytanie, na które tutaj ani
> nigdzie nie uzyskałam jeszcze odpowiedzi, tylko ataki: Dlaczego ludzie tak
> mocno ciągną do Kościoła i jego zasad, tak koniecznie chcą być wewnątrz,
> jednocześnie chcąc w zamyśle go urobić wg własnego widzimisię i żyć
> wygodnie w znaczeniu "róbta co chceta"?
Też tego nie rozumiem. Co więcej przeraża mnie to ilu takich ludzi jest.
> Zupełnie jakby chcieli równocześnie
> mieć ciasteczko i zjeść ciatseczko. I tylko sarkanie i atak, kiedy się
> przekonują, że tak nie można, że tak się nie da, a jednocześnie widząc
> może
> nielicznych, ale RZECZYWIŚCIE z ciasteczkiem w dłoni, nie zjedzonym, choc
> tak trudniej...
>
> A przecież to logiczne, że gdyby KK się zmieniał pod dyktando jak i kiedy
> tylko komu pasuje, nie byłby już taki pożądany.
Albo wcale by go nie bylo.
> Może tu jest własnie
> odpowiedź: ludzie w swojej małości i zagubieniu ciągną do rzeczy stałych i
> pewnych, dających poczucie bezpieczeństwa, ale jednocześnie chcieliby je
> zdewartościować tak, aby stałe i pewne być przestały, bo im wg nich
> niewygodnie żyć na co dzień.
A mnie się coraz częściej wydaje, że ludzie po prostu tak zwyczajnie nie
wiedzą czego chcą i mają problemy ze zrozumieniem pewnych zależności
przyczynowo-skutkowych, obrażają się, że ich działania/decyzje mają
niepodobające im się skutki, mimo tego że skutki są do przewidzenia. I winą
za te konsekwencje obarczają tych którzy śmieli takie właśnie konsekwencje
przewidzieć.
> Tym samym znoszą się do zera cele i sens
> istnienia takiego kościoła. Dlatego własnie KK musi i powinien pozostawać
> twardy w najbardziej fundamentalnych swoich założeniach - bo inaczej dawno
> by go nie było.
> Mnie (i nie tylko mnie) KK jest potrzebny - odkąd w nim jestem, po trudnym
> okresie ciężko wypracowanych, ale z pełną wolą doprowadzenia do końca,
> zmian, moje życie sie wyprostowało, zyskałam nieopisany spokój wewnętrzny,
> mam pełne zaufanie do jedynego męzczyzny mojego życia
Zaufanie do męża ma chyba mniej wspólnego z KK a więcej z dokonanym kiedyś
wyborem. I jednak pewną dozą szczęścia.
> i on ma je do mnie -
> nie ma takiej możliwości, abyśmy mogli się zawieść jedno na drugim i nie
> chodzi tu o przysięgi miłosne az po grób, lecz o RAZ dane słowo; miłość
> wszak ma prawo mijać - choć bardzo bym tego nie chciała, bo jest czymś, co
> wypełnia nas po brzegi od 30 lat.
> Skąd mam pewność? - dla niektórych odpowiem naiwnie: poniewaz zapytałam
> go,
> co będzie, jeśli kiedyś przestanie mnie kochać. Powiedział: "Nie wyobrażam
> sobie tego, ale jeśli nawet jest to możliwe, to przecież dałem Ci słowo i
> ono wystarczy". Tak czuję i ja.
I życzę Wam, żeby Wam tak zostało przez długie lata aż do śmierci.:)
> Czy można usłyszeć od kogoś coś równie pięknego? - to właśnie dał mi KK.
Chyba nie do końca. KK daje tylko wskazówki. To czy i jak się je bierzę pod
uwagę już od niego nie zalezy przecież.
> Jak łatwo pozbawić się możliwości przeżywania tego typu rzeczy - w moim
> życiu o mały włos mogło się to stać. Dlatego odczuwam taka wielką radość,
> że potrafiłam docenić szanse, pójść za głosem serca i wybrać to, co
> należy.
> I jeśli ktoś mnie zapyta (a pytają często), jaki mam wlaściwie dowód na
> istnienie Boga, to zawsze mam jedną odpowiedź: dowodem dla mnie jest moje
> życie. Innych dowodów nie szukam i nie potrzebuję. Ciągle w moim życiu
> odczuwam, że otrzymuję zbyt wiele - nawet.
Też życzę, żeby tak zostało.
R.
|