Data: 2008-05-14 10:34:37
Temat: Re: uwagi w szkole
Od: Lolalny Lemur <shure1@nospam_o2.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
krys pisze:
>>> Lemur, czy Ty aby nie przesadzasz? W końcu to dziecko ma rodziców,
>>> którzy powinni zadbać o to, żeby taki zapominalski dzieciak miał na
>>> jutro porządnie spakowana teczkę, zatemperowane kredki i odrobione
>>> lekcje. Nie przerzucaj tego obowiązku na nauczyciela.
>> Nie znasz możliwości naprawdę zapominalskich dzieci.
>
> Naprawdę? Oj Lemur, Lemur...
Jeśli mnie pytasz, czy nie przesadzam to naprawdę.
> Ja to miałam dwa lata temu, nawet teraz zdarza mi się podrzucać do
> szkoły farby, czy blok.
A ja mam od siedmiu lat circa. Dzień w dzień. Podrzucanie to pryszcz,
gorzej jak praca nie zrobiona, albo zapomniawszy o sprawdzianie. I to
nie raz na dwa miesiące.
A> le nasza pani od nauczania zintegrowanego też
> znała te mozliwości, dlatego po 1. - dawała dzieciakom czas na
> przyniesienie, w zerówce to im nawet osobiście zapisywała co i na
> kiedy. A po 2. ślicznie nauczyła ich dzielić się i pomagać koledze. Po
> 3. miała na biurku zestaw awaryjnych olowków, kredek, flamastrów
> nożyczek i innych niepotrzebnych rzeczy.
Czadowa pani. Już ją lubię. I właśnie o to mi chodzi cały czas - pomagać
a nie dołować.
>>> A jeśli chcesz
>>> dla dziecka pracy indywidualnej, to chyba trzeba je posłać do szkoły
>>> prywatnej, albo zatrudnić guwernantkę.
>> Tu nie jest potrzebna praca indywidualna tylko pomoc nauczyciela w
>> określeniu tego co jest potrzebne żeby dziecku pomóc. W zwyczajnej
>> szkole.
>
> No, ale jak nauczyciel określa, a dziecko nie przynosi ołówka, to co on
> może?
Hm? Nie rozumiem. Ja piszę o potrzebach w kontekście metod pracy z
dzieckiem. Poza szkołą ale we współpracy ze szkołą. I nie mam na myśli
wkładania ołówka dziecku do teczki ;)
Zresztą, po uzupełnieniu Asmiry, to ja myślę, że problemem nie
> jest ołówek, tylko nauczycielka.
>
>> Nie, nie, nie. Na lekcji nie trzeba stosować metod. Nie bardziej niż w
>> stosunku do innych dzieci. Po lekcji trzeba (moje ma na przykład
>> zeszyt do którego sam musi wpisywać co zadane/do przyniesienia, ale
>> podpisać po lekcji ma to nauczyciel - żeby nie było to był pomysł jego
>> polonistki) i w domu.
>
> No, ale istnieją nauczyciele, którzy nie zniżą się do wypowiedzenie
> jednego zdania więcej po lekcji na przykład - "do domu zabierzcie
> ćwiczenia i zeszyty, podręcznik i gramatyka może zostać w klasie", zeby
> dzieciaki nie dźwigały niepotrzebnie. Ta z Twojego przykładu do nich
> nie należy, i oby więcej takich.
Chodzi mi o to, że w takim wypadku JA poprosiłabym o rozmowę z
nauczycielką w obecności dyrektora (przełożony!) i pedagoga szkolnego
lub psychologa z poradni (ktoś mądry). Szczerze mówiąc w naszym
przypadku wychowawcy nie przyszłaby do głowy taka forma pomocy, jaką
zastosowaliśmy. Pomogła polonistka. A co do takich "pań" to ja mam
(niestety jak do tej pory niezawodną - piszę niestety, bo nie lubię być
chamem i burakiem) metodę nawrzeszczenia (tylko konkretnie, z
argumentami, za to bardzo głośno z naciskiem na to, że nauczyciel
zawiódł moje zaufanie i pokładane w nim nadzieje i absolutnie bez
podważania kwalifikacji). W ostateczności oczywiście.
LL
--
http://pl.youtube.com/watch?v=hkqqMPPg2VI
*Lemury porozumiewaja sie za pomoca roznych dzwiekow
- niektore przypominaja odglosy wielorybow i policyjna
syrene, inne, jak u lemura wari, smiech szalenca.*
|