Data: 2014-10-09 14:15:13
Temat: Re: Festiwal Słoików Świata
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Basia napisała:
> Z innej beczki: powolutku dojrzewam do Kindle. Ewa chyba ma, Qra chyba
> też, Ty Jarku też? Jak Wam się używa? Z jednej strony jestem przywiązana
> do papierowych książek, zapach, szelest, te rzeczy, a z drugiej lekkość
> i ekonomia. Jak w wielu sprawach siedzę z tym na płocie. Córka namawia
> mnie usilnie, no, ale nie wiem, nie wiem, czy się przestawiłabym.
Kindle mam już od dobrych kilku lat. I sobie chwalę posiadanie. Wady,
które już wymieniono, potwierdzam. Zalet jednak jest więcej. Ja w ogóle
dużo czytam tekstów różnych w wersji elektronicznej, zawsze tak było.
W komputerze po prostu. I tu mi trudniej się przestawić, to dla mnie
utrata komfortu. To samo zresztą mam ze smartfonami, których jakoś
nie polubiłem. Natomiast z przejściem z papierowej książki (takiej do
czytania) na Kindle nie miałem problemu.
Mam Kindle Keyboard (czy jak mu tam). Przyznam, że do zakupu skłoniły
mnie również pozaksiążkowe motywy. Takie jak darmowy dostęp do Internetu
we wszystkich sieciach komórkowych na całym świecie. Kiedyś zupełnie
nielimitowany, co skłaniało niektórych do nadużyć, więc wprowadzono
limity transferu. Ale niegroźne, jeśli ma to służyć do komunikacji
mailowej, przeczytania jakichś wieści czy podobnych czynności. Za te
limity w krajach dalekich i tak by trzeba było swojemu operatorowi
zapłacic kilkaset złotych miesięcznie. Z tym że nie wszystkie późniejsze
modele Kindle mają przeglądarkę internetową, trzeba to sprawdzić przed
zakupem -- jeśli komuś na tej funkcji zależy.
Ponadto dobrze się sprawdza jako bezpapierowa drukarka. Czyli nie tylko
kupione ebooki, lecz i prywatne teksty można czytać. Dobrze działa
konwerter udostępniony przez Amazona -- na adres własnego czytnika
wysyła się email z załączonym tekstem (doc, rtf, pdf itp), a ten w kilka
minut zostaje przeformatowany na ebook i sam pojawia się w czytniku.
Zresztą nie musi być na własny czytnik -- komuś też można wysłać, jeśli
wcześniej dopisał nasz email do listy akceptowanych.
>> To nam może się czasem wydawać, że cepelia, a to wszystko jest
>> naprawdę. Czasem wystarczy zjechać dosłownie pięć kilometrów
>> w bok od szosy głównej, by spotkać świat, który nie zmienił się
>> od czterdziestu lat. I ludzi, którzy też stoją jakoś tak obok.
>
> To jest to, co najbardziej lubię i czego szukam i często znajduję,
> także u nas. Choć z ludem prostym, a szczerym nie byłabym aż tak
> ufna, jak Chałubiński.
Wszędzie można znaleźć, gdy kto ma oczy otwarte. I w ogóle na ludzi
otwarty. Byłem niedawno na wyspie. Nie taka mała, ale żyje na niej
kilkanaście osób. Startch drzew się nie przesadza, ludzi też. Oni tam
już zostaną. Młodzi "wyemigrowali" kilka kilometrów dalej, na inną
wyspę, gdzie po prostu towarzystwa więcej i żyć łatwiej. Dalej nie,
bo dalej, to już może być obcy świat. Do stałego lądu szmat drogi.
Szybką motorówką ponad godzinę, czyli kilkadziesiąt kilometrów.
Promem czy inną łajbą parę godzin. Ja byłem przelotem, jak po ogień,
przy okazji niejako, więc wiele więcej o tych ludziach nie wiem. Ale
mnie to ciekawi. Może to jest jakiś pomysł na listopady i grudnie?
Na wyspach zimą ciepło, bardzo ciepło.
> Tymczasem, by faktycznie wrócić do grupy, choć może nie do słoika,
> pójdę zrobić omlet.
Omlet potrawą prostą i bezpieczną. Suflet -- to dopiero wyzwanie! Ten
nie zawsze wyjdzie, mimo wielich starań może się nie udać. Oklapnie, że
się tak wyrażę. Ale co ja będę więcej gadał, wszystko można zobaczyć tu:
http://youtu.be/LodoFJfU_38
Jarek
--
A ja go z dwururki!
Ćwiczy pani jogę?
Zapytam się córki.
Babciu, już nie mogę!
|