Data: 2014-11-03 18:06:52
Temat: Re: Karmel
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Ewa napisała:
>> Nie że mam całą technologię w małym palcu, ale zdaje się, że te
>> wszystkie cieniutkie warstewki ceramiczne godzą się tylko z aluminium.
>> No, może jeszcze z tytanem, chociaż tego pewnien nie jestem. W ogóle
>> nie jestem pewnien co to za ceramika -- tyle teraz tych dwuborków i
>> tytanianów, a ja wciąż nie mogę spamiętać który do czego.
>
> Moje garnki są ze stali. Producent nie zdradza, czym dokładnie są
> pokryte. Ukrywa tę wiedzę pod swoją własną zastrzeżoną nazwą. Wiadomo
> tylko, że to coś w temperaturze 860 stopni łączonego ze stalą. Chemik
> może zgadnie.
Lubię stalowe naczynia. Te z nierdzewnej. Ich niczym pokrywać nie trzeba.
Aluminium, to co innego. Aluminiowych nie było za co lubić. Dopiero jak
zaczęto je pokrywać teflonem. A potem ceramiką. W pokrywaniu czymś stali
garnkowej sensu wielkiego nie widzę. Masywne garnki też mają ograniczone
zalety, a w wielu zastosowaniach widać przede wszystkim ich wady.
>> Grunt, że świetnie się w nieprzyleganiu do ryby sprawdzają, za to
>> lgną do metalowego podłoża jak pijany do płotu. Nawet rozgrzane do
>> nieprzyzwoicie wysokiej temperatury, włożone pod kran, tylko robią
>> pssst pod wodą taki. I nic im od tego nie jest.
>
> Może sobie kupię na próbę patelnię ceramiczną. Raz byłam o krok
> od zakupu w jakiejś biedronce, ale chińszczyzny kupować nie będę.
> Przejrzałam sobie internet i widzę, że nasz Olkusz takie robi,
> to mogę zaryzykować.
Pierwszy raz z taką patelnią spotkałem się gdzieś na gościnnych występach.
Spodobaliśmy się sobie. Chciałem sobie taką kupić, ale kosztowały one
wtedy jakieś kosmiczne pieniądze. A poza tym nie leżały byle gdzie, trzeba
było szukać. Te marketowe nie wyglądają wcale dużo gorzej, a w praktyce
zachowują się tak samo. Kosztują już grosze, żadne więc ryzyko -- tu się
przychylę do innych opinii. Olkusz od lat robił naczynia emaliowane, w tym
się specjalizował. Tradycja taka. Nie wiem, czy sprawili sobie linię do
produkcji tych kompozytów. Bardzo możliwe, że sprowadzają gotowe z Chin,
z zamówioną olkuską nalepką (to by mi aż tak bardzo nie przeszkadzało).
Mnie taki sprzęt o nowych właściwościach prowokuje do nowych pomysłów
-- co by tu na nim przyrządzić, żeby szybko i sprawnie poszło. Jednym
z nich jest Placek Ziemniaczany Paździerzowy. Nawet nie wiem, czy sam
go wymyśliłem w kuchni, nocą ukazał mi się on we śnie, czy ktoś wcześniej
mnie czymś podobnym częstował. Gdyby coś z tych pierwszych rzeczy, to
można się w nazewnictwie na mnie powoływać. Jeśli to ostatnie, proszę
o informacje, z jakich on tradycji i jak go tam naprawdę nazywają.
Paździerzowym jest on dlatego, że wyglądem przypomina płytę wiórową czy
też paździerzową. Robi się go z ziemniaków tartych na tarce warzywniczej,
na takie właśnie długie wióry. Idzie błyskawicznie, kilka ziemniaków na
dwie osoby można obrobić w pół minuty. Do tego jajko rozbełtane (jeśli
są weganie, to można bez tego). Mąki trochę, ale dopiero jak po posoleniu
puści się woda z ziemniaków -- wtedy robi się z niej klej do zlepienia
paździerzy. Z przypraw pieprz czarny. Gałka muszkatołowa też zrobi dobrze.
Ale można by było też mocno zaczerwienić słodką papryką w proszku. Placek
robi się jeden na całą patelnię. Na ceramicznej nie ma możliwości, by to
przywarło. Trochę to trzeba smażyć pod przykryciem. Wtedy rumieni się od
spodu, a wewnątrz ziemniaki są jakby gotowane. Ja przykrywam mniejszą
przykrywką odgarnkową, ze stali nierdzewnej. Jest średnicy dna patelni,
a nie jej brzegów. I dość wysoka, placek się pod nią mieści, a jej brzegi
dobrze go formują. Przestrzeni nad plackiem mało, więc świetnie się tam
dusi. Po odkryciu jeszcze się trochę podsmaża. Choć wciąż jest miękki
i delikatny, daje się na takiej patelni metodą łopatologiczną odwrócić na
drugą stronę. I z tej drugiej również obsmażyć. Właśnie ta druga strona
ma taki paździerzowy wygląd, spodnia jest bardziej wygładzona przez
spływające drobniejsze frakcje ziemniaczanej bryjki.
Cała obróbka termiczna trwa krótko, może krócej nawet niż jej opisywanie.
I nie ma w niej momentów krytyczno-termicznych -- czyli, mówiąc zwyczajnie,
trudno przypalić. A to dla wielu może być jeszcze większą zaletą. Podawać
z danymi na wierzch sosami, pieczarkowymi na przykład, ratatujami, gulaszmi,
czy co akurat do głowy przyjdzie (wczoraj robiliśmy ze schabem ciętym na
frytkokształtne kawałki, w sosie miodowo-imbirowo-koperkowym).
Jarek
--
Poszedł stryjek lasem | Jak spadnie na nogę,
Z siekierką za pasem. | Stracić nogę mogę!"
Myśli poniewczasie: | Więc zamienił stryjek
"Na coż ona zda się? | Siekierkę na kijek.
|