Data: 2008-02-06 18:35:39
Temat: Re: Taka jedna kwestia mnie męczy...
Od: "Hermiona" <b...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Katarzyna" <k...@u...edu.pl> napisał w wiadomości
news:foc52f$cf1$1@olduranos.cto.us.edu.pl...
>
> Użytkownik "złośliwa" <n...@u...to.interia.pl> napisał w
> wiadomości news:foc288$4r0$1@nemesis.news.tpi.pl...
>>
>> Ja chciałabym jasnych zasad - dziecko narozrabiało, jest wzywany rodzic i
>> wtedy nauczyciel razem z rodzicem, panią pedagog czy dyrektor i dzieckiem
>> rozwiązują problem. Nie lubię samosądów.
>
> Wielokrotnie trzeba działać od razu. Nie zawsze rodzice są zainteresowani
> kontaktem ze szkołą. Niektórzy nie przychodzą nawet wzywani wielokrotnie
> (to już doświadczenia z epoki gimnazjum). Szkoła musi mieć jakieś
> możliwości reagowania z karami włącznie gdy rodzice są jak to się mądrze
> mówi "niewydolni wychowawczo". Dla bezpieczeństwa innych dzieci. I dla
> choc częściowego wychowania "winowajców". A stosowanie różnego traktowania
> dzieci ze względu na to czy wezwany rodzic przybiegnie do szkoły czy nie
> też nie
Tu zdaje sie brakuje jednego NIE
> jest moim zdaniem dobrym pomysłem, bo i rodzice różnie zareagują na
> konketne zachowania (pamietam z mojej podstawówki, że mama jednego z
> największych rozrabiaków w klasie nigdy nie wierzyła nauczycielowi, że on
> cos takiego zrobił i chłopak śmiał się z każdego wzywania mamy do szkoły i
> robił swoje dalej).
>
> Kasia
>
|