Data: 2008-02-06 11:18:41
Temat: Re: Taka jedna kwestia mnie męczy...
Od: "Katarzyna" <k...@u...edu.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "złośliwa" <n...@u...to.interia.pl> napisał w wiadomości
news:foc288$4r0$1@nemesis.news.tpi.pl...
>
> Ja chciałabym jasnych zasad - dziecko narozrabiało, jest wzywany rodzic i
> wtedy nauczyciel razem z rodzicem, panią pedagog czy dyrektor i dzieckiem
> rozwiązują problem. Nie lubię samosądów.
Wielokrotnie trzeba działać od razu. Nie zawsze rodzice są zainteresowani
kontaktem ze szkołą. Niektórzy nie przychodzą nawet wzywani wielokrotnie (to
już doświadczenia z epoki gimnazjum). Szkoła musi mieć jakieś możliwości
reagowania z karami włącznie gdy rodzice są jak to się mądrze mówi
"niewydolni wychowawczo". Dla bezpieczeństwa innych dzieci. I dla choc
częściowego wychowania "winowajców". A stosowanie różnego traktowania dzieci
ze względu na to czy wezwany rodzic przybiegnie do szkoły czy nie też nie
jest moim zdaniem dobrym pomysłem, bo i rodzice różnie zareagują na konketne
zachowania (pamietam z mojej podstawówki, że mama jednego z największych
rozrabiaków w klasie nigdy nie wierzyła nauczycielowi, że on cos takiego
zrobił i chłopak śmiał się z każdego wzywania mamy do szkoły i robił swoje
dalej).
Kasia
|